Strona:Janusz Korczak - Dziecko salonu.djvu/326

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Mańka w kołysce zaczęła kwilić, potem płakać coraz głośniej.
— Pani Grosik, dziecko płacze!
Obudziła się.
— Ccccicho, lulaj, cccicho!
Po chwili znów cisza.
— Panie Janie, — słyszę głos Grosikowej, — panie Janie...
Stasiek znów się unosi ostrożnie na swem posłaniu.
Leżę nieruchomo nawznak, — oddech nawet wstrzymałem; a w ręce, nogi i piersi wkręcają się powoli niewidzialne śruby. Nie czuję bólu, nie czuję nawet znużenia. Wiem, że już niedługo będzie tak, jak jest, — że nie mogę być dłużej bezwartościowem „nic“, które tylko myśli i bądź co bądź cierpi chyba.
„Trzeba, panie Janie, — a więc można“. — Kto mi to mówił?.. Acha...