Strona:Janusz Korczak - Dziecko salonu.djvu/289

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

insufficientia mitralis, proszę pana. — W anamnezie reumatyzm. — Terapia: digitalis jeden na 150 — co trzy godziny łyżka; sparteni dwa deci na dziesięć — kroplami. — Prawda, panie z dyplomem? — Z „res sacra — aegrotus“ — egzaminów ani skrótów niema, — prawda panie doktorze?
— O co panu idzie? — zapytał wreszcie głupkowato, ze źle zrobionym niby ironicznym uśmiechem.
— O co mi idzie? Ho, ho. — Tego w dwóch słowach nie powiem.
I mówiłem cicho, prawie szeptem, — i bardzo szybko:
— Zna pan szpital, prawda? I wie pan, że w czwartki i w niedziele rodzina odwiedza chorych? — Ale nie wie pan, że na tę niedzielę umawia się wuj chorego z ulicy Burakowskiej, kupuje po drodze papierosy na prezent. — A żona kupuje funt cielęciny, — i cielęcina akurat świetnie się udaje — taka krucha, jak nigdy. — Biorą Zosię, bo ojciec ją najbardziej kocha, a wszystkich bachorów brać nie można, bo służba krzyczy, że sale zapaskudzą, a szwajcar nie wpuści bez łapówki. — I choremu przynoszą nowiny z miasta: Michałową wyrzucają z mieszkania, Antoniego mają już wypuścić za tydzień, Franka się zaręczyła, Stach siedzi bez miejsca. — A chory opowiada o doktorach; jeden doktór jest bardzo ludzki: wypyta, wysłucha, uspo-