Strona:Janusz Korczak - Dziecko salonu.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ma może z funt — i położyłam się, ale nie spałam, bo mnie mdliło; tylko miałam przymknięte oczy, ale mamę widziałam. — Ja często tak robiłam, i patrzałam na mamę, że jest ładna i dlaczego nie ma nikogo? — Bo mama wogóle nie umiała, jak inne. — Te czekoladki naprzykład to można było potem oddać w bufecie za pół ceny, ale mamie samej do głowy nie przyszło, — dopiero później, kiedy jej powiedzieli...
...Więc zaraz... Więc ja tak leżałam, a mama cerowała pończochę. — Ja to wszystko tak dobrze pamiętam... Więc potem przestała szyć i patrzała na mnie, czy śpię. — A potem zaczęła powoli przysuwać to pudełko z czekoladkami. Potem cicho otworzyła i ciągle na mnie patrzała, czy śpię. A ja udawałam, że śpię. Potem zjadła jedną czekoladkę, potem drugą i tak kilka. A potem wyjęła taką długą czekoladkę i resztę układała, żebym nie poznała, że brak. Potem z tą drugą czekoladką doszła do okna i wychyliła się. — Zdawało mi się, że wyskoczy oknem, żeby się zabić; ale cicho leżałam i nawet chciałam, żeby wyskoczyła, bo przyszliby ludzie i pocałowaliby mnie, i wszyscyby na mnie patrzyli. A na pogrzebie wszyscy z teatru nieśliby trumnę, i byłby wieniec od dyrektora. A ze mną po śmierci mamy byłoby coś innego, jak teraz. Możeby mnie wzięła do siebie jaka bogata pani... Ja wiem, co pan sobie o mnie myśli... Bo pan nie wie, co to jest dziecko głodne, które każdy