Strona:Janusz Korczak - Bankructwo małego Dżeka.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A tom panią nabrał dopiero.
Bo w zeszłym roku pani posadziła Sandersa daleko od okna, że niby mizerny i kaszle, a od okna wieje. I Fil w samą porę przypomniał sobie tę bajdę.
Więc siedzi Dżek i myśli o scyzoryku. Najważniejsze — przypomnieć ojcu niby przypadkiem. Naprzykład będą szli tak we dwójkę, Dżek zatrzyma się przed wystawą i powie:
— Patrz, ojczulku, jaki ładny scyzoryk.
Jeżeli ojciec odrazu sobie nie przypomni, Dżek doda po chwili:
— Pytałem się, ile kosztuje: wcale niedrogi.
Może jeszcze powiedzieć, że nauczycielka rysunków jest bardzo surowa i żąda, żeby dobrze temperować ołówki.
Przecież wstyd i nieprzyjemnie przypomnieć wyraźnie:
— Ojciec obiecał kupić scyzoryk.
Może ojciec ma inne ważniejsze wydatki, a przykro mu będzie odmówić. A może się nawet rozgniewa i powie, że go Dżek i tak dużo kosztuje.
Dziwne, że dorośli mają tyle pieniędzy, a zawsze im braknie. Co prawda, duże mają i wydatki.
I dziwnie znalazło się to pióro. Leżało pod szafą koło samej nogi. Mogło tam leżeć i leżeć, i niktby go nie znalazł. Bo wciśnięte było w sam kącik. Całe szczęście, że Dżekowi potoczyła się ołowiana kulka, Dżek machał patykiem pod szafą i zamiast kulki znalazł wreszcie pióro. A kulka znowu wcale nie była pod szafą, a na środku pokoju pod krzesłem.