Blady młodzieniec, głodem zbiedzony,
Żegna ze łzami, ojczyste strony,
Żegna się, idąc we świat „za chlebem“,
Z rodzinną wioską, słonkiem i niebem. Żegna pochyłą stuletnią chatkę, I swą jedyną staruszkę matkę, Ciesząc ją: „Nie płacz matko ma droga, Bo losy moje są w ręku Boga.
Widzisz, matulu, ja się nie smucę,
Bo gdy na zimę do was powrócę,
Przywiozę całą setkę pieniędzy,
I już nie będzie u nas tej nędzy. A jak mi Pan Bóg poszczęści w świecie, Ja wam się przyznam, o czem nie wiecie, Oto, gdy nieco z zarobku złożę, Pojmę Magdusię co służy w dworze.
Ona, co dotąd w dworze służyła,
Już sobie całą setkę złożyła,
Ja dwie zarobię, spłacę jej brata,
I będzie nasze, dwa morgi, chata. A wy, matulu, o tem nie wiecie, Ja ją tak kocham, jak moje życie, Że ona moja, wiedzą już wszędzie; Ona tu o was pamiętać będzie!“