Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka pracuje.pdf/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie była. Gdy na niebie rozwidniło się, Anielka dostrzegła, że góry otaczające jej rodzinną dolinę, daleko już były poza nią. Obok ścieżki, którą szły teraz, płynął wąziutki strumyk. Anielka nie wyobrażała sobie, kiedy wreszcie znajdą się w tej upragnionej Krzywicy. Nagle babcia przystanęła, spotkawszy jakąś pomarszczoną staruszkę.
— Dokąd idziecie? — zapytała.
— Do Borku, do znachora, — odpowiedziała staruszka, — mój stary znowu ma jakieś bóle w plecach. Tym razem strasznie mu to dokucza. Nie wiem, może mu trzeba będzie bańki postawić, bo to podobno dobrze robi.
Babcia skinęła głową potakująco i zażyła szczyptę tabaki.
— A jak to nie pomoże, to spróbujcie pijawki, — poradziła, — kowal w naszej wsi miał też takie bóle, pijawki mu przystawiono i jakby ręką odjął.
Obydwie kobiety kichnęły kilkakrotnie, życzyły sobie nawzajem szczęśliwej podróży i rozstały się.
Babcia weszła wraz z Anielką do lasu. Było tutaj ciemno i panowała martwa cisza. Anielka bała się trochę, ale gdy spojrzała na zupełnie spokojną twarz babci, uspokoiła się także. Babcia czuła się w lesie, jak u siebie w domu. Poczęła pokazywać Anielce rozmaite rośliny i jakieś krzaczki obsypane drobnemi listeczkami, które podobno można było naparzać i otrzymywało się doskonałą herbatę. Jakiś żółty grzyb podniosła babcia z ziemi i poczęła go oglądać, czy jest jadalny. Potem nagle