poczciwością kupca, rozpłakał się doktor. Wierny mój! powiedział do konia, gładząc jego grzywę i tuląc swą głowę do niego. Smutna zaduma osiadła mu na czole, wspomnienia żywo obudziły się w duszy, rozstawał się z ukochaną ojczyzną, za którą dopiero niedawno krew przelewał, jakże nie miał wspominać o niej, jak nie zapłakać za nią bodaj na chwilę.
W dalszej podróży zerwała się okropna burza morska i zniszczyła urządzoną stajenkę, porwała jej szczątki, a koń wraz z resztkami desek runął w wodę.
Białe bałwany morskie pokryły walczące ze śmiercią zwierzę.
Długa droga morska znękała bardzo doktora. Stawał się dziwnie smutny, a twarz jego zdradzała cierpienie.
— Doktorze! jesteś pan chory! zagadnął kupiec.
— To przeminie, odpowiedział lekarz.
— Ależ na boga, miej odrobinę litości nad sobą, gdy masz jej tyle dla drugich; codzień mizerniej pan wyglądasz. Nie, nie po-
Strona:Janina Sedlaczkówna - Karol Marcinkowski.pdf/23
Wygląd
Ta strona została przepisana.