czynownicy guberscy w Wiedniu są. ukrytymi republikanami, i umyślnie przedstawili Jego Wieliezestwu jako też księciu Gorczakowi znaczenie tego obchodu w fałszywem świetle, by zasada monarchiczna, zasada nakazująca cześć dla pomazańców boskich, doznawała szwanku i została sponiewieraną po wysoczajszomu ukazu. W gruncie tedy, należałoby nietylko niedać grafowi Bejstowi świętej Anny w brylantach, ale pożałować go nawet na villegiaturę do Irkucka!
Z tej samej przyczyny król Wilhelm, który wziął przecież także swoją koronę vom Tische des Herren, nie powinienby przedstawić ks. Ledóchowskiego do kapelusza kardynalskiego Ojcu świętemu; biskup, który zakazuje modlić się za duszę króla, zmarłego w wierze katolickiej, nie powinien być nawet djakiem, nie dopiero kardynałem.
Jeżeli było rzeczywiście wysoczajszą wolą Jego Wieliczestwa, by pogrzebanie kości zmarłego przed 500 laty króla odbyło się jak najciszej, to należy wyznać, że obok władz przedlitawskich także i autonomiczno-podwawelskie przyczyniły się do stłumienia wszelkiej zbytniej wrzawy. Fejletonista krakowski Dziennika Poznańskiego tłumaczy ten fakt obowiązującą w Krakowie teorją „nieprzerwalności snu“, którą stawia jako pendent do trapiącej tekę Stańczyka w (Przeglądzie polskim) „nieprzerwalności powstania“, albo do węgierskiej „nieprzerwalności prawa“. Mimo istnienia fejletonistów tego rodzaju na bruku krakowskim, program pierwotny pogrzebu pozostał niezmieniony, zamknięto ludowi przed nosem bramę katedry na Wawelu i oprócz czarnych chorągwi na ulicach i jęku Zgmunta nikt niczego nie widział i nie słyszał. Bolało to i gniewało niektórych, mianowicie „Galicjan“, ale ci czując, że są zaledwie tolerowanymi po tamtej stronie Wisły, nie śmieli się odzywać ze swoim żalem. Było nawet jak twierdzą, kilku malkontentów między Krakowianami samymi, ale ci znowu pod wpływem odezwy p. burmistrza parafrazującej słynną dewizę: Ruhe ist die erste Bürgerpflicht umieli podporządkować swoje uczucia wymaganiom ułożonego przez powagi miejscowe programu.
Pod tym względem opowiadają powracający z Krakowa ściślejsi nasi współobywatele rzeczy prawdziwie rozrzewniające. Rano dnia 8. b. m. zgłosić się miał np. do p. burmistrza jakiś młodzieniec, i wyznał z płaczem, że pospiech, z jakim odbywa się uroczystość i niedostateczność oddanych królewskim popiołom honorów napawa go goryczą, prosi tedy, ażeby go przez czas obchodu zamknięto do kozy, bo nie chciałby być gorszącym przykładem jawnego niezadowolenia. P. burmistrz z prawdziwie monarszą powagą i powagą i łaskawością wysłuchał młodzieńca, a następnie rozkazał, by się stało zadość jego proźbie. Drugi znowu Podwawelczyk, dowiedziawszy się, że odebrano włościanom chorągiew narodową, z którą chcieli brać udział w obchodzie, padł nieomal ofiarą zgubnej teorji „nieprzerwalności powstania“ i biegał od jednego znajomego do drugiego z krzykiem: „Trzymajcie mnie, bo zrobię rewolucję!“ Naturalnie, że go trzymali, i że nie zrobił nikomu nic złego.
U nas we Lwowie, do najpiękniejszych stron uroczystości należał szczery i tłumny udział żydów. Z rozpoczęciem nabożeństwa u 00. Dominikanów, wszystkie sklepy i kramy, w najodleglejszych nawet ulicach, były zamknięte. W kościele dokoła katafalku widziano mnóstwo żydów Wszystko robiło się z prawdziwego uczucia, każdy brał inicjatywę, ale
Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/288
Wygląd
Ta strona została przepisana.