starający się o względy monarsze, wystawiony jest na nieprzyjazne wpływy żywiołów, i czy mu się leje za kołnierz, czy go słońce piecze w głowę, czy zimny prąd powietrza grozi mu fluksją, on nie zważając na to musi krzyczeć aż do zachrypnięcia, musi — nie szeptać, ale grzmieć, same miłe i przyjemne rzeczy. Jedno tylko zachodzi podobieństwo między dwoma temi służbami, t. j. że tu i tam łatwiej trafia do przekonania przyjemna, niż rozumna rada, i że zręczny doradca, umiejący mówić same tylko przyjemne rzeczy, może wodzić za nos tak dobrze pojedyńezego, jak i milionowego tyrana. Nic tedy dziwnego, że caeteris paribus, z powodu niedogodności powyższych więcej znajdują dworaków królowie niż ludy.
Czy zgadniesz Najjaśniejszy narodzie lwowski, do czego dążą te moje uwagi? Czy myślisz może, że chcę robić prozelitów dla absolutyzmu, dla polityki delegacyjnej i t. p.? Nie! Oto chcę tylko, ażebyś na zgromadzeniach, w których objawiasz najwyższą twoją wolę, zaprowadził zwyczaj przemawiania z kapeluszem na głowie. Dość już dla faworytów twoich, że narażają na szwank płuca i krtanie, ażeby ci jak najdogodniejszym głosem powtarzać różne rzeczy, które czasem wprawdzie nie wiele mają sensu, ale za to miłe są uszom twoim — pocóż jeszcze i czaszki ich wystawiać na złowrogi wpływ zmiennego klimatu nadpełtwiańskiej strefy? Pójdź za moją radą, a liczba twoich wiernych podwoi się i potroi. Kto wie, gdyby nie ten nieznośny obowiązek odkrywania głowy pod golem niebem, możebym i ja sam zdecydował się kiedy stanąć na podwórzu ratuszowem, i obiecać ci zniżenie podatków, zbawienie Austrji i zaprowadzenie galimatjaszu federacyjnego, i to wszystko zaraz, najdalej do jutra. Kto wie, czybym tego nie zrobił... to tak zabawnie, patrzeć na ludzi, którzy cieszą się i klaskają, a często sami niewiedzą dlaczego!
Obietnice w polityce, których spełnienie nie zawisło od obiecującego, mają coś wspólnego z przepowiedniami pogody w kalendarzu: niebezpiecznie spuszczać się na nie i zostawić parasol w domu. A jednak iluż mamy takich, którzy wierzą kalendarzom! Dlatego też spodziewam się, że i ja nie natrafiłbym na samych sceptyków, gdybym się obowiązał za pomocą jakiego heroicznego środka przerobić de fond en cornble całą rzeszę Rakuzką w jak nakrótszym czasie. Każdy prorok znajduje swoich wyznawców, a każde arcanum, swój odbyt, inaczej wynalazcy nie mogliby wydawać tyle pieniędzy na inseraty w dziennikach.
Ad vocem proroków i proroctw różnego rodzaju, muszę donieść na tem miejscu, że w kołach spirytystycznych panuje ogromna radość z powodu ziszczenia się przepowiedni, którą niedawno wypukał stolik któremuś z adeptów. Pytano ducha, poco poseł Ziemiałkowski przyjechał do Lwowa? Duch, widać jakiś domator i niegruby polityk, podniósł nogę i odstukał odpowiedź: „Bo zdjęto dach z kamienicy, w której mieszka, i leje mu się przez sufit na meble“. Na to troskliwy o poselskie meble spirytysta zapytał, czy przyjazd Ziemiałkowskiego pomoże co w tym wypadku; duch zaś odrzekł: „Nie; naleje mu się owszem uszami“. Spirytyści twierdzą teraz, że w niedzielę ziściła się ta przepowiednia najzupełniej, i wierzą w swoje stoliki tak mocno, jak p. Armatys w zbawienność wniosku Smolki. Opowiadają oni zresztą wiele rzeczy, którym ja wprawdzie nie mogę dać wiary, które jednak powtarzam tu z zastrzeżeniem, iż odpowiedzialność za nie spadnie na Światło Zagrobowe.
Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/282
Wygląd
Ta strona została przepisana.