Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/256

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Odwidziny Libelta w naszem mieście połączone były z zapowiedzią niemniej miłych odwidzin znaczniejszej liczby Wielkopolan. Ma to nastąpić w sierpniu. Ponieważ 10. sierpnia przypada 3001etnia rocznica unii lubelskiej, i ponieważ my tę pamiątkę wieczystego połączenia i zbratania Polski, Litwy i Rusi obchodzić będziemy uroczyście na tej naszej ruskiej, a przecież polskiej ziemi, więc zrobiono uwagę, że przyjazd Wielkopolan podwójnie nam wówczas będzie miłym i pożądanym. Lublin, właściwe miejsce obchodu, pod rządami generał-majora Bućkowskiego zaledwie będzie śmiał przypomnieć sobie o tem, co przed 300 laty w jego murach się działo: Litwa cała, przygnieciona morderczą dłonią Moskwy, po cichu tylko będzie mogła westchnąć do Boga, by wróciły dla niej złote, Zygmuntowskie czasy — na Rusi za kordonem nie wolno nawet wymawiać wyrazu: Polska; najodpowiedniejszem tedy miejscem obchodu będzie tym razem Lwów, lub inne jakie miasto wschodniej Galicji, jeżeliby przypadkiem w sierpniu odbywały się posiedzenia sejmowe i obchód publiczny był W sprzeczności z ustawami. Przybycie rodaków od Gniezna, Kruszwicy i od morza Bałtyckiego, od Tatrów i Wisły, doda świetności obchodowi. Tylko Litwy nie będzie — ale duch Mickiewicza i Kościuszki unosić się będzie nad nami, więc i trzeciej siostry nie braknie przy uroczystem wznowieniu starego, bratniego sojuszu. Mamy nadzieję,, że inne pisma polskie powtórzą myśl, w powyższych słowach wyrażoną, i że znajdzie ona odgłos wszędzie, gdziekolwiek swobodniej dolecieć może polskie słowo.
Pisma polskie! Powtarzają one niejedno za nami, — wczoraj nawet jakiś z-Krajny artysta-dziennikarz podjął się ilustrować jeden z artykułów Ga, zety. Artysta ten, którego mamy przyjemność znać osobiście, miał za młodu to nieszczęście, że nauczyciel jego, trzymający się jakiejś nowej metody uczenia, uczył go pisać w przód nim czytać. Później, młodzieniec porzucił szkoły, a przy umiejętności władania piórem obok nieznajomości zasad sylabizowania został humorystą i postrachem wszystkich tych ludzi, którzy boją się, by ich „nie drukowano“. Niedawno, w kawiarni, czy w restauracji, piórowładny młodzieniec słyszał, jak ktoś czytał głośno w Gazecie Narodowej, że zarzuty Kraju przeciw delegacji polskiej z powodu odrzucenia odrębnego stanowiska dla Galicji są niesłuszne, albowiem Ziemiałkowski przyznał w swojem oświadczeniu, że koło polskie nigdy nad przyjęciem lub odrzuceniem takiego stanowiska nie obradowało, bo nikt nic podobnego nie proponował. Proponowano tylko to, cośmy już mieli, i chciano, ażeby natomiast delegacja zawotowała bardziej jeszcze centralistyczną ustawę dla reszty krajów przedlitawskich. Młodzieniec, który ze względu na swoją „magnam, artis syllabizandi ignorantiam“ nigdy oświadczenia Ziemiałkowskiego w Debacie nie czytał, i tylko znowu gdzieś w kawiarni część jej słyszał, a mianowicie kawałek ze środka i ustęp końcowy: „Racz panie redaktorze przyjąć i t. d.“ zestawił obydwa zasłyszane fragmenta i odkrył, że nie zawierają one obydwa tej samej myśli. Tym sposobem Kraj wzbogacony został wczoraj artykulikiem, inaugurującym erę „tromtadratyzmu konserwatywnego“. Dotychczas, mieliśmy tylko tromtadratyzm czerwony, federalistyczny — obecnie mamy już konserwatywny, grudniowo-konstytucyjny, legalno-nożny. Chochlikowi przybędzie materjał nieoceniony, prawdziwa kopalnia humoru, któraby była została