liczbie, i nie będziemy mogli skarżyć się na brak znajomych. Jedna tylko szlachta wykluczoną będzie od uczestnictwa w szczęśliwości wiekuistej, bo jak trafnie zauważał Dziennik Lwowski, ma ona zbyt wiele pieniędzy. Na tej podstawie wolno przypuszczać, że raj urządzony będzie na zasadach demokratycznych i federalistycznych, podczas gdy czarni aniołowie w piekle po wieki wieków jęczeć będą pod ekonomiczną przewagą szlacheczczyzny. Tem gorzej dla nich, bo nie będą mieli nawet Organu demokratycznego, któryby ich bronił przeciw tej pieniężnej przewadze i przeciw kolejomanii szlacheckiej!
Muszę się wytłumaczyć, zkąd mi dziś przyszły te napół ponure myśli o żywocie pośmiertnym i o smutnej przyszłości P. T. pp. djabłów. Oto najprzód w fejletonie Czasu wyczytałem obronę OO. Zmartwychwstańców przeciw „Ostrzeżeniu“, umieszczonemu niedawno w Gazecie. Pisał ją ksiądz Fidelis, kapucyn, z wielkiem namaszczeniem, które mimowoli udziela się czytelnikowi, tak, że poczyna się mimowoli rozmyślać nad znikomością wszystkich rzeczy ludzkich, gdy się czyta tę obronę, a najbardziej nad znikomością użytych w niej argumentów. Ks. Fidelis dowodzi i potwierdza to wszystko, co zawarte było w Ostrzeżeniu, a mianowicie, że fundusze, zebrane na postawienie kościoła, obrócone były bez wiedzy dawców na cel zupełnie inny, że OO. Zmartwychwstańcy pełnią jakiś rodzaj kontroli nad duchowieństwem polskiem, znajdującem się na wychodźtwie i t. d. Obrona tego rodzaju wzmacnia tylko oskarżenie, a gołosłowne zaprzeczenia co do niektórych punktów nie osłabiają go bynajmniej.
Otóż i jeden powód do rozmyślań, bardzo poważnych i świątobliwych, nastrajających ducha tak, że nawet sam Benjaminek nie potrafiłby wznieść się wyżej nad poziom całej rumfordzkiej nędzy tego świata. Każdy spór między duchownymi ma, oprócz swojej nudnej strony, jeszcze i tę, że stawia żywo przed oczy różnicę międzo obłudą a prawdziwym duchem Bożym, między istotną skromnością a pychą, kryjącą się pod pozorami pokory.
O drugi temat, prowadzący do uwag nad pożytkiem ewangielicznego ubóstwa, postarała się szanowna Bada administracyjna, zawiadująca fundacją Skarbkowską. Gdyby fundacja wypełniła swoje zadanie, t. j. gdyby służyła ku wsparciu ubogich i sierot, jak tego chciał fundator, nie obracałaby swoich funduszów na utrzymanie teatru niemieckiego. W życiu doczesnem miałoby to pewne korzyści.
P. König dyrygowałby jakąś pierwszorzędną sceną w niebie, i obznajamiałby rzesze wybranych Pańskich z najnowszemi kompozycjami Offenbacha, a nasi ubodzy smażyliby się w smole. Ten to zapewne wzgląd nakłonił szanowną Radę administracyjną, że na prośbę p. Königa (który NB. dotychczas nie złożył kaucji) uchwaliła podwyższyć dawaną mu roczną subwencję z 6.000 na 10.000 złr. Fundacja dobroczynna nie wejdzie tedy nigdy w życie, alo natomiast byt teatru niemieckiego we Lwowie jest zabezpieczony.
Rzecz ta, sama w sobie trudna do uwierzenia nawet dla tych, którzy mieli zawsze jak najgorsze wyobrażenie o sposobie, jakim prowadzone by-