Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ale dam pokój temu przedmiotowi — bo obawiam się, czy niema W słowach moich jakiego śladu chęci wzbudzenia — u starych panien — nieufności, nienawiści, pogardy, lub innych uczuć, przewidzianych w §. 65. lit. a. k. k. Miałem niedawno drażliwą nieco rozmowę w przedmiocie tego na wskróś uczuciowego paragrafu z osobami — niestety! zbyt kompetentnemu do rozstrzygania o jego doniosłości, a wrażenie, jakie mi zostało z owej rozmowy, czyni mię lękliwym i ostrożnym. Przekonałem się, że ze wszystkich narzędzi, służących do plemienia zbrodni, najniebezpieczniejszem jest — pióro. Mógłbym mieć sztylet, rewolwer, sinek potasu albo witrych w moim pokoju, a nie zarobiłbym na tyle lat więzienia, na ile można zasłużyć przy pomocy pióra i ćwiartki papieru. Strzelić do człowieka i ranić go, to rok do 5 łat więzienia, strzelić i chybić, to nic, albo parę tygodni aresztu — ale napisać w pośpiechu wyraz „nadużycie“ albo „bezprawie” zamiast „rzecz, mniej zgodna ze słusznością i niekoniecznie licująca z ustawami zasadniczemi“, to znaczy wypisać sobie rok do 5 lat, a przy szczególnych okolicznościach nawet do dziesięciu lat ciężkiego więzienia. Każdy przyzna, że w takich okolicznościach warto zastanawiać się nad wyrazami, bo niemożna wiedzieć, kiedy nastąpi najbliższa zmiana gabinetu i wraz z nią najbliższa amnestja prasowa.
Ci którzy u nas w Galicji widzą wszystko w najczarniejszych zawsze kolorach, źle wróżą o przyszłości naszego dziennikarstwa z powodu zmienionych chwilowo stosunków. Mylne to bardzo mniemanie. Kto pracował dłuższy czas przy jakimkolwiek dzienniku politycznym, pod panowaniem różnych systemów rządowych, ten mógł się przekonać, że nierównie łatwiej jest redagować pismo w czasach ucisku, niż podczas zupełnej swobody w życiu politycznem. Między piszącymi a czytającymi istnieje u nas jakiś związek tajemniczy, który sprawia, iż rozumieją się, nic na pozór nie mówiąc, gdy ucisk nie dozwala pisać i mówić. Lada aluzja, lada piękny frazes znajduje wówczas rozgłos powszechny. Wszystko kończy się na ogólnikach. Nic zaś łatwiejszego, jak pisać ogólniki, dlatego też im mniejsza jest wolność druku, tem łatwiejsze zadanie dziennikarza. Ale gdzie panuje większa swoboda, gdzie jest jakie takie życie polityczne, tam nasuwają się co chwila sprawy, wymagające dokładnej znajomości przodmiotu i stosunków. Tam już ogólnikami, pięknemi i patrjotycznemi frazesami, wezwaniami i przekleństwami nie można nikomu zaimponować; nie dość być poetą, wprawnym pisarzem romansów, powierzchownym spostrzegaczem, — potrzeba już być dziennikarzem z powołania.
Zresztą zmiana ta nie odejmuje nam od razu wszystkiego, cośmy miel. Ustawy zastają te same; niechęć osobista lub serwilizm mogą nam wprawdzie stawiać przeszkody, ale nie mogą naruszyć ustaw, ani ograniczyć wolności zdań, której w potrzebie potrafimy bronić. Trudno przypuszczać, by niezawisłe sądownictwo kierowało się podług każdorazowego wiatru, wiejącego w ministerstwie.
Tak mało ten dzień przyniósł nam nowego we Lwowie — oprócz fałszywych rubli, dość dziwnych w kraju, gdzie tak łatwo o prawdziwe — że pozwolę sobie umieścić w dzisiejszej kronice kika wiadomości z innych większych miast polskich, a to tembardziej, że jest w nich sens moralny, który i do nas da się zastosować.