Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Parysa wołano ją po raz dwudziesty, by się przekonać, że jeszcze jest we Lwowie. Mówią, że panna G. okazuje się otwartszą od posłów świętojruskich i nie ukrywa swoich arrière-… pensèes, jak oni.
Pan F. R. wziął na siebie obowiązek wyręczania mię co do kroniki sejmowej, mógłbym więc nie tykać wcale tego przedmiotu, gdybym się nie poczuwał do obowiązku sprostowania zapatrywań szanownego kolegi mojego na czynności pewnego posła z obwodu brzeżańskiego. Szanowny poseł dopiero od 7 lat zasiada w sejmie, i chodzą pogłoski, że po tych siedmiu latach nieurodzajnych nastąpi siedem, obfitych w różnego rodzaju wnioski, mowy i poprawki, a więc sąd p. F. R. był przedwczesnym. Zresztą potomność osądzi, czy lepszą cząstkę wybrał poseł C., który milczał, czy też niektórzy koledzy jego, którzy zbyt często mówili. Gdyby n. p. radca Kowalski nie zabierał głosu, świat nie dowiedziałby się nigdy, że p. radca nie umie po rusku, nie powtarzanoby o nim wierszów Mickiewicza:

Po tem wyższego męża poznasz w tłumie,
Że to jedynie zwykł robić, co umie.

P. radca nie stwierdza bynajmiej tego rymowanego przysłowia. Jakkolwiek bowiem jest mężem wyższym, tak co do wzrostu, jak i co do swojej Diätenklasse, wyższym na każdy sposób, jako konsyliarz, od podrzędnych sekretarzy, adjunktów i askultantów, zwykł nietylko to robić, co umie, jak n. p. pisać indorsaty i ferować wyroki w sprawach spornych, niespornych i karnych, ale zajmuje się także rzeczami, które mu są tak obce, jak ś. p. Massmanowi łacina: mówi po rusku! Tymczasem nie wystarcza tu wiedzieć, że aszcze w języku cerkiewnym znaczyło: jeżeli, a ibo: albowiem; nie dosyć nawet posunąć wykształcenie filologiczne tak daleko, by pojąć, iż moskiewski wyraz zastoj w jakimś nieznanem narzeczu słowiańskiem da się przełożyć przez pryostanowłenje, — wszystko to jest dopiero cerkiewne, moskiewskie, czasem nawet polskie, ale nie ruskie. Mowy ks. Pietruszewicza i Kowalskiego były tak niestrawne, że kilkunastu posłów ruskich po wysłuchaniu ich czuło potrzebę wyjścia ze sali, i nie słyszało nawet, jak ks. Sanguszko stawiał wniosek, by władze sądowe z żandarmerią korespondowały nietylko po polsku, ale i po rusku, i jak mocno Izba i galerje czuły się rozweselonemi z tego powodu. Ludzie są niepoprawnymi:

Immer lächeln sie, sogar

Wo der Anstand einen tiefen
Ernst erfordert: in der Liebe

Feyerlichstem Angenblicke!

Więc wydało im się śmiesznem, iż książę Sanguszko kocha zarówno żandarmerję, piszącą po rusku, jak piszącą po polsku.
Pewien naoczny świadek opowiadał nam zdarzenie, o którem nie wiemy, czy było ono skutkiem takiej miłości, wszystko obejmującej, czy głodu. W biurze banku włościańskiego miał się temi dniami pojawić, rzadszy od kruka białego, włościanin, pragnący zaciągnąć pożyczkę w tym, zakładzie. Natychmiast miało się na niego rzucić dziewięciu bezpłatnych