Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tyczny śmiałością i jasnem sformułowaniem swoich żądań nie wyrównał owemu programowi, ale gdy w ubiegłym tygodniu dwa razy zmieniając swoje zamiary co do stanowiska Galicji, zrobił dwa stanowcze kroki naprzód, jest nadzieja, że do czternastu dni postąpi o tyle, że będziemy mogli nadal iść ręka w rękę. Żal mi tylko Czasu, który wysila się niepotrzebnie na zbijanie rozmaitych twierdzeń, zapatrywań i wywodów Organu demokratycznego: nim numer tego organu dojdzie do Krakowa, i nim ztamtąd nadejdzie gruntowna i poważna refutacja Czasu, już szybki postęp demokracji narodowej uczynił wszelkie zarzuty zbytecznemi i zadawnionemi, a nowy program nowe zadał ciosy zdrowemu rozsądkowi „przeciętnemu“, o ile tenże reprezentowanym jest w królestwach Galicji i Lodomerji wraz z wielkiem księztwem Krakowskiem.
W ogólności, Czas wyświadcza Organowi demokratycznemu bardzo wiele zaszczytu: najprzód traktując na serjo każdorazowy jego program, a potem uważając go w istocie za organ Towarzystwa narodowo-demokratycznego we Lwowie, i za dziennik z gruntu opozycyjny. Ani jedno, ani drugie nie jest prawdą. Towarzystwo narodowo-demokratyczne wyparło się uroczyście Organu demokratycznego, — a jeżeli „opozycja“ znalazła w nim orędownika, to nie winno temu wewnętrzne usposobienie, winien tylko — ktoby to myślał! — książę marszałek krajowy. Był czas, w którym nanastręczała się księciu doskonała sposobność pozyskania sił publicystycznych Organu demokr. dla polityki umiarkowanej, chodzącej na palcach i nie wyzywającej laski marszałkowskiej do zbyt energicznego upomnienia „galerji o spokój“ — mówią bowiem, że wydawca Organu nad organami submitując się JO. księciu panu, przedkładał mu, jako stawiając pierwsze kroki w ciernistym zawodzie dziennikarskim, pragnąłby ź duszy kierować się radami męża, tak wytrawnego, poważnego i zasłużonego, jak JO. książę marszałek. Ale niestety, książę odparł tylko, iż „nie pragnie stosunków z żadnym dziennikiem“ a odmowna ta odpowiedź pchnęła wydawcę i Organ na bezdroża opozycyjne. Pakt ten wskazuje aż nadto dobitnie, że Organ, o kórym mowa, w głębi ducha swojego nie jest bynajmniej tak złym, ulicznym i rewolucyjnym, by exorcyzmata Czasu były tu na swojem miejscu. Organ ten wraz z przynależną do niego częścią „Ulicy“ odgrywa w dzisiejszym ruchu opozycyjnym rolę pewnego szarego szczura, który siedział na belku w dzwonnicy, gdy dzwoniono na sumę, a później chwalił się przed swojemi dziećmi: „Patrzcie, ile to ludzi zbiegło do kościoła, — to ja dzwoniłem na to kazanie!“
Odwołuję się na świadectwo dr. Smolki, który zapewniał tak uroczyście, że Organ demokratyczny nie dzwonił na ostatnią jego mowę. Mowa ta, która pod koniec tygodnia ożywiła nieco powszechną uwagę dla spraw publicznych, wywołała nader ciekawą „niemą grę“ między częścią publiczności, zgromadzonej na galerjach, a laską księcia marszałka. Ile razy laska spostrzegła, iż galerja ma ochotę dawać oklaski, poczynała się ruszać, a galerja ze swej strony uspokajała się natychmiast. I to nie bez kozery, mówiono bowiem, że w razie rewolucyjnej presji ze strony galerji, sejm ma być przeniesionym ze Lwowa do Łańcuta, jako do właściwego środkowego punktu całego kraju, będącego oraz własnością JE. pana ministra rolnictwa. W takim razie nie pozostawałoby Towarzystwu narodowo-demokratycznemu nic, jak tylko spakować swoje lares et penates, mia-