Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wypadki szczególnej w swoim rodzaju fiksacji, które dotychczas nie były jeszcze zbadane przez lekarzy, i z tego już powodu zasługują na krótką wzmiankę, bodaj „w kronice lwowskiej“.
W pierwszym wypadku, człowiek, a raczej mąż powołany do stania na straży godności i ducha narodowego“, przypomniał sobie, że mógł był przed kilkoma laty siedzieć w kozie, gdyby był nie wyjechał za granicę. Ależ w Polsce, dla zwykłych śmiertelników, siedzieć w kozie, lub o włos nie dostać się na szubienicę, jest to w pewnych okolicznościach rzeczą obowiązku, która się sama przez się rozumie, i o której opowiada się chyba własnym dzieciom, ażeby wiedziały, co będzie ich powinnością, gdy dorosną. Ale „mężowi, stojącemu na straży i t. d.“ wspomnienie to wydało się może z powodu gorąca, tak nadzwyczajnem, że uważał za potrzebne zawiadomić wszystkich swoich ziomków o tem, iż kiedyś tam był prześladowanym męczennikiem politycznym. Do licznych tedy i niezbyt zwięzłych dzieł jego, przybył w tym tygodniu artykuł, obejmujący trzy szpalty bitego druku, z którego każdy dowiedzieć się może, jako „mąż, stojący dziś na straży godności i t. d.“ swojego czasu narażał się dla narodu, i jako sromotną i obelżywą jest rzeczą ze strony Gazety Narodowej, a w szczególności jej kronikarza lwowskiego, iż zamiast wzywać do składki na pomnik dla chybionego męczennika sprawy narodowej, poważa się żartować z „mężów, stojących na straży godności i ducha narodowego,“ a nawet przedstawiać ich czasem jako „zbiegowisko niedowarzonych głupców (sic)“. Artykuł nie zawierał zresztą bynajmniej dowodu, by to ostatnie twierdzenie było mylnem.
Wszystkie te symptomata wskazują aż nadto widocznie istnienie zarodów jakiejś słabości umysłowej w głowie niedomęczonego przez tyranów, a dziś na straży godności i t. d. stojącego męża i autora. Zważywszy, że w wspomnianym artykule użytem jest w pewnem miejscu, zamiast polskiej formy: „podsunięto** takzwane participium tromtadraticum: podsuniono“, wzywa się Szanowne lwowskie Towarzystwo lekarzy, by raczyło orzec, czyli zatrważający bzik „męża stojącego na straży godności i ducha narodowego“, nie jest tym samym bzikiem, co go ma uf znanyj litterata i erudyk narodowo-demokratyczny.
Jeszcze więcej zatrważającym, bo występującym epizodycznie, jest drugi rodzaj fiksacji, nawidzający już nietylko inteligencję, ale najjaskrawszy jej kontrast, obywatelstwo osiadłe i dyplomowane. Oto właśnie jeden z moich znajomych, ku wielkiemu zmartwieniu swojej rodziny, od trzech czy czterech tygodni nawidzony jest taką słabością. Objawy są następujące: Chory ma dobry apetyt, pije kawę w domu, jada drugie śniadanie u Boziewicza albo u Mańkowskiego, na objad spożywa cztery potrawy, wieczór spędza na Pohulance albo w ogrodzie Pojezuickim i konsumuje niepospolitą ilość piwa, przytem spi doskonale, prowadzi swoje interesa wzorowo, słowem, zdrów jest zupełnie na ciele i na umyśle, tylko dał wmówić w siebie, że jest — demokratą. Bywali dawniej ludzie, którym zdawało się n. p. że mają brzuch szklanny, i że mogą się stłuc przy lada wstrząśnieniu, jak butelka Vöslauera. Fiksacja ta bywała nieuleczoną. Jest obawa, że mój znajomy nie da się wyleczyć z przywidzenia, jakoby był demokratą. Nadaremnie przedstawiano mu, że żywi głęboką wewnętrzną pogardę dla niższych od siebie, że ma za bajbardzo każdego, co nie posiada