Strona:Jana Lama Kroniki lwowskie.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tylko można zajmować się drobnostkami, a upodobanie w szczegółach procesów kryminalnych, w drobiazgowej dokładności opisów każdej pospolitej zbrodni i każdego zbrodniarza, jest z pewnością objawem złych i dzikich instynktów.
Nie wiem, do jakiego rodzaju wypadków, do tragicznych, czy do komicznych, zaliczyć posiedzenia, odbyte w tym tygodniu przez naszą Radę miejską. Na pierwszy rzut oka mógłby może kto znaleźć powód do śmiechu w postępowaniu niektórych ojców naszego miasta — wszak są ludzie, którzy śmieją się ze wszystkiego, nawet z tak opłakanego faktu, iż stolarze żydowscy robią konkurencję chrześciańskim, albo iż mamy już we Lwowie — o zgrozo! dwóch czy trzech lakierników — żydów![1] Cynizm, z jakim tak zwana „inteligencja“ traktuje dawne zwyczaje i obyczaje, jako to: instytucje cechowe i najświętszą ze wszystkich, instytucję „obywatelstwa“ miejskiego nadającą między innemi prawo do bezpłatnego umieszczenia w szpitalu św. Łazarza na wypadek nędzy — cynizm ten przechodzi już wszelkie granice. Ta inteligencja chciałaby podobno używać wszystkich praw i zaszczytów, jakiemi pocieszają się (styl stenogramów demokratycznych — tyle co: deren sich erfreuen) prawdziwi mieszczanie i obywatele miasta! Należy przyznać, że powołanym i niepowołanym humorystom dostarczyć mógł w tym wypadku nie mało materjału pomnikowy fakt postanowienia i uchwalenia wniosku wstecznego przez tych samych mężów, w których imieniu i z własnej i nieprzymuszonej woli wydano jednocześnie odezwę do kraju, zapowiadającą, iż będą pracować nad wprowadzeniem w życie zasad równości obywatelskiej, wolności sumienia i równouprawnienia wyznań. Los, najgenialniejszy ze wszystkich autorów dramatycznych, pomścił się tu srogą ironią za lekkomyślne przybranie niewłaściwej nazwy partyjnej. Nazwa, tak jak strój nie zmienia człowieka bynajmniej. Niedawno widzieliśmy w pewnem humorystycznem piśmie niemieckiem komiczną ilustrację z balu kelnerskiego: Jakiś gość zadzwonił w szklankę: nagle wszyscy, tak na oko eleganccy danserowie rzucają swoje damy, zapominają, że nie są w służbie i lecą co tchu w stronę, zkąd wyszedł sygnał, wołając: bitte, bitte, gleich! Tak to zawsze i wszędzie natura ciągnie wilka do lasu.

Ale niestety, komiczna ta na pozór okoliczność, w gruncie jest nader smutną. Cieszyliśmy się już nadzieją, że nastąpiło istotne, szczere zbliżenie się przynaimniej między wykształceńszą częścią ludności chrześciańskiej a żydowskiej. Żyjemy na jednej i tej samej ziemi, nie możemy ani wypędzić, ani wytępić się nawzajem, łączą nas codzienne stosunki, łączy wspólność interesów — dlaczegóż mamy sobie wypominać ciągle jakieś dawne i nowe, prawdziwe i urojone krzywdy, dlaczegóż nie mamy szczerze podać sobie ręki i pracować wspólnie dla wspólnego dobra? Czy miasto straciłoby może na tem, gdyby w skład jego reprezentacji weszło więcej tak zacnych i światłych mężów, jak n. p. pp. Marek Dubs,

  1. Jak widzimy, nie było jeszcze wówczas wydane hasło „walki z żydami na polu ekonomicznem“ w parafii „narodowej.“ Cala ta kronika świadczy owszem, że „parafia narodowa“ należała wówczas do djecezji „żydowsko-liberalnej.“