Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom V.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szych mężów. Ci niezdatni wodzowie nie tylko ważniejszych nie posiadali wiadomości, ale tego nawet nie wiedzieli, dokąd i w jakie miejsce prowadzić mieli wojsko, było-li to miejsce bezpieczne i sposobne do stoczenia bitwy, albo też złe i niedogodne, chociaż je mieli prawie przed oczyma. Pałający żądzą walki dla zjednania sobie u ludzi sławy, i pochopniejsi do dzieł rycerskich nad miarę swoich sił i usposobień, lubo nie umieli władać i kierować wojskiem, przywłaszczyli sobie dowództwo, którego się potém po doznanej klęsce wypierali. Przestrzegało ich wielu mężów w rzemiośle wojenném biegłych, lecz oni na rady tak zbawienne zatykali sobie uszy. Waśnili się nadto między sobą, i jawnie widzieć było, że nie o sprawie powszechnej myśleli, lecz wzajemne żywili niechęci, jeden drugiemu niosąc pogardę i zelżywość. Słusznie więc po przegranej wszyscy się przeciw nim oburzali i dotkliwe czynili im wyrzuty. W Poniedziałek przed dniem Ś. Lamberta wyruszył król z pod Czerekwicy, i stanął obozem pod Chojnicami, dokąd, jak z pewnością można było wnosić, nieprzyjaciel przybyć miał oblężonym na odsiecz. Już wtedy niechętne i bojaźni pełne hufce Polaków leniwo się posuwały, jakoby przeczuwając grożącą klęskę, i na twarzach wielu malowała się trwoga i wstręt do walki. Niepokoiło to króla, że widział wojsko niekarne, a w niém małą liczbę ćwiczonego żołnierza, wszystkich niemal nowozaciężnych, do oręża i wojny nie nawykłych i ladajako uzbrojonych. Postanowił zatém wysłać co prędzej po swych nadwornych i wojsko oblegające Marienburg, niemniej po oddział Jana Czarnkowskiego kasztelana Gnieźnieńskiego i Jana Wedelskiego, pięć tysięcy ludzi wynoszący. Lecz gdy obozowe wzwiady i przednie straże postrzegły i doniosły królowi, że nieprzyjaciel dość szczupłe miał siły, król, który już sobie był ułożył nie staczać bitwy bez swego nadwornego rycerstwa, uległ mimowolnie prośbom i naleganiom panów Wielkopolskich, i umyślił spotkać się z nieprzyjacielem, lubo Czesi nie radzili staczać walki, ale dozwolić mu raczej wkroczyć do Chojnic, przekładając, że gdy się z dawnemi nowi w mieście obsaczą przeciwnicy, snadniej ich będzie bez rozlewu krwi pokonać; że nadto królowi ciągle przybywać będzie wojska, nieprzyjaciołom zaś ubywać go musi przez głód i zarazę. Odrzucono jednak tę radę, jakoby chytrą i podstępną, i król postanowił stoczyć bitwę. Przypadkiem przednie straże stron obu spotkawszy się z sobą, porwały się wzajem do oręża; przyszło do zaciętej walki, Polacy odparli Krzyżaków. Ten początek wojny zdawał się zwiastować Polakom zwycięztwo, na wątpliwej jednak zawieszone szali i nie bez srogiego krwi rozlewu, gdy rycerstwa nadwornego próżno oczekiwano. We Środę więc, nazajutrz po Ś. Lambercie, na polu przed miastem Chojnicami sprawiono i urządzono szyki do boju; stało wojsko przez dzień cały, czekając od rana aż do godziny nieszpornej ochoczo i z wielkiém