Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom IV.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chawszy zdrowych i zbawiennych rad rycerzy i obywateli Pruskich, zwinąć kazał obozy, porzucił oblężenie, i z miejsca pełnego chwały, podobniejszy raczej do zwyciężonego a niżeli zwycięzcy, ruszył do Polski z powrotem. W samej chwili opuszczenia obozu spotkał go wypadek złowieszczy. Gdy bowiem przyprowadzono mu konia cisawego, który go był nosił w czasie walnej bitwy, zarżał naprzód głośno i począł nogą grzebać, a kiedy król kładł już nogę w strzemię, padł nagle i dech wyzionął. Przygoda ta była złą wróżbą, że przez odstąpienie zamku Marienburga, pomyślność dotychczas sprzyjająca królowi miała się zmienić i przeciwnym ustąpić losom. Jakoż pewną i niezawodną było rzeczą, że zamek Marienburski najdalej w przeciągu miesiąca byłby się poddał królowi, gdy oblężeńcy w niedostatku żywności, której zbierane tam od lat kilku strawiono już zapasy, przymuszeni byli jeść suche i prażone na ogniu ziarno. Od takiego pokarmu pochorowali się ludzie; poczęła się szerzyć biegunka, na którą wielu codziennie umierało. Nie mogąc oblężeńcy wytrzymać takiej klęski, udali się do komtura Henryka v. Plauen, a przełożywszy mu swoje nieszczęścia, oświadczyli, że zagrożeni oczywistą śmiercią, która ich kolejno sprzątała, nie chcieli już dłużej znosić oblężenia, lecz gotowi byli zamek opuścić. Tém oświadczeniem przerażony komtur Henryk, rozdzielił między oblężeńców kilka tysięcy czerwonych złotych, błagając ich i zaklinając, „aby przynajmniej jeszcze dni piętnaście wytrwali w oblężeniu, wiadomo mu bowiem z pewnością, że król Polski lada dzień zwinie obozy.“ Zniewoleni jego prośbami i datkiem, postanowili jeszcze przez dni piętnaście wytrzymywać oblężenie, z tém jednak zastrzeżeniem, że po upływie tego czasu wolno im będzie poddać zamek królowi Polskiemu. Owóż nim te piętnaście dni upłynęły, Władysław król Polski, mimo rady zbawienne i przełożenia swoich panów, którzy z żalem bolesnym i łzami temu się sprzeciwiali, odstąpił od oblężenia, i chwałę tak świetnego zwycięztwa niewczesném i prawdziwie opłakaném cofnięciem się skaził i przyćmił. Wtedy dopiero pokazało się dokładnie, jak po odniesioném nad nieprzyjaciołmi zwycięztwie nie umiał król ani z zwycięztwa ani z czasu korzystać. To bowiem cofnienie się z wyprawy spowodowało straszne potém i zgubne dla kraju wojny. Pierwszym zaś doradcą i sprawcą tego cofnienia był, jak niesie podanie, Jędrzej z Tęczyna kasztelan Wojnicki: który że między szlachtą i ludem znacznej używał wziętości, snadno namówił do powrotu wielu spółtowarzyszów, pragnących oglądać swoje żony, dzieci i domy, korzystając zwłaszcza z rozgłoszonej wieści, jakoby Węgrzy ziemie Krakowską i Sandomierską ogniem i łupieżą pustoszyli. Inni także radcy Polscy, a zwłaszcza ci, których był książę Alexander Witołd pieniędzmi lub obietnicami jak mówiono pozyskał, zabiegali oto usilnie, aby król jak najrychlej odstąpił od oblężenia zamku Marienburga. A tak dobro powszechne, jak to