Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom IV.djvu/678

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Warna i wiele innych zamków poddają się królowi Władysławowi.

Szedł więc król z wojskiem między górami ponad jeziorem, dopóki nie przybył do Warny; wprzódy zaś, nim wojsko królewskie zdążyło w to miejsce, Turcy, którzy w Warnie stali załogą, uciekli i schronili się na morze; toż samo uczynili ci, którzy zajmowali Galatę. Mieszkańcy zaś Warny i Galaty, Szumenu i Petrecza, obawiając się losu innych miast sąsiednich, zagrożonych niebezpieczeństwem, poddali się królowi dnia dziewiątego Listopada, w Poniedziałek; za ich przykładem poszła w tymże samym dniu Kawarna i inne zamki, chociaż potrójnym murem i portem ubezpieczone, nim jeszcze król z swojém wojskiem się ukazał. Tak głośna bowiem była sława królewska, że imię jego dla łaskawości czczono jakby bóstwo jakie śmiertelne, a dla wielkości umysłu lękano się go jak Alexandra lub Cezara.

Władysław król, zamierzając stoczyć bitwę z Turkami, nakazuje sprawić szyki do boju.

Tej samej nocy, kiedy król Warnę i inne zamki osadzał, spostrzeżono obozy Tureckie, których ognie odbijały się na niebie jaskrawą łuną. Te bowiem wojska, przeprawiwszy się z Natolii do Europy, przeszły do Gallipoli, a ztąd do Adryanopola; zbierając zaś lud zbrojny po drodze, zgromadziły ogromne siły, które ku Nikopoli krok w krok postępowały za królem, i tegoż samego dnia wieczorem stanęły na pięć tysięcy kroków od królewskiego obozu. Rano zaś, we Wtorek, w przeddzień Ś. Marcina, w godzinę po wschodzie słońca, rozległ się krzyk między wojskiem, „że Turcy idą i prawie są tuż nad obozem.“ Chwytają za oręż rycerze chciwi boju, napełniają głosami niebo i morze, a podniosłszy namioty i ruszywszy wozy wychodzą przeciw Turkom, bez zatoczenia w zwykły sposób taborów; któremi gdyby wojsko dokoła się było osłoniło, bezpieczniej z poza pierwszego, drugiego i trzeciego rzędu wozów jakby z zamurza mogłoby było walczyć. Ale nie chciał król obstawiać się taborami, ażeby ci, którzy mieli zwyczaj w nich się ukrywać, stali z drugimi w otwartym szyku i zwiększali poczet rycerstwa. Nie wziął także z sobą (nie wiedzieć jakiem nieszczęściem) żadnych dział wielkich, któremi możnaby było trwożyć i razić wojsko nieprzyjacielskie. Nie małą wreszcie stała się przeszkodą do poczynienia stosownych rozporządzeń słabość królewska; dokuczał bowiem królowi wrzód, który mu się był zrobił na lewej nodze. Zaczém Janusz Huniad, wojewoda