Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom IV.djvu/566

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

loru; twarz jej rumiana i powabna, tak iż mogła się bardzo podobać i snadno w ludziach obudzać żądze, przytém zdolna rozmaite przybierać zmiany. Zawójka na głowie obszerna, tudzież suknia spodnia i rękawy, wydawały wielką wykwintność, pychę i próżność światową. W lewej ręce niosła dzbanek srebrny, na podziw wielki. Takie dźwigając ciężary, ledwo że mogła iść po wschodach, a z ciężkiego utrudzenia oddech jej zamieniał się w głośne sapanie. Gdy ją zatém spostrzegłam, a miejsce było nader wązkie, skurczyłam się jak tylko mogłam, żeby jej przejście wolne zostawić. Jednakże zdziwiona jej widokiem, a zwłaszcza dzbanem, który miała w ręku, zapytałam się przechodząc, coby tak ciężko dźwigała? „Wino, rzekła mi, w celu bardzo dobrym; chcę bowiem posilić tę osobę, którą tam widziałaś, jak tylko odejdzie od niej kapłan, wielki mój przeciwnik.“ Taką usłyszawszy odpowiedź, zeszłam na dół; a gdy prostą drogą spieszę ku miastu i zbliżam się już do bramy, spojrzę, aliści wychodzi z niej taż sama, którą spotkałam wprzódy, processya. Widok jej przejął mnie strachem świątobliwym i poszanowaniem. Cofnęłam się nieco na stronę, aby zaczekać aż przejdzie; ale kiedym mniemała, że się w ten sposób ukryję, zatrzymali się na raz wszyscy, a dwaj z pomiędzy nich poczęli ku mnie zwracać kroki: jeden w postaci biskupa z infułą na głowie i w stroju pasterskim, drugi zaś ozdobiony pasem rycerskim i w karwatce jeźdźca. Ci gdy się do mnie zalęknionej i drżącej zbliżyli, usłyszałam z ust pierwszego, który się zdawał biskupem, te słowa: „Córko, a ty co tu porabiasz?“ Nie mogłam przemówić z obawy. A on: „Nie lękaj się, rzekł; wiemy zkąd przybywasz i coś widziała: a ponieważ tego nie pojmujesz, więc cię objaśnimy; uważ sobie zatém, co masz uczynić.“ Tak przemówiwszy, dodał: „Oto ja, i najukochańszy towarzysz mój, którego tu widzisz, święty i uwielbiony męczennik Floryan, nawiedziliśmy błogosławionych ojców i rodaków naszych, Ś. Stanisława i Wacława, i kościoł ich na zamku tutejszym, który niegdyś Przenajchwalebniejszy Wyznawca nasz Ś. Stanisław ofiarą męczeńskiej krwi swojej Bogu Wszechmocnemu poświęcił i miłym mu przybytkiem uczynił. My bowiem czterej, to jest wymienieni poprzednio trzej Męczennicy, i ja Wojciech, dani jesteśmy ojczyznie naszej za osobliwszych patronów i orędowników, i nieustannie wstawiamy się przed obliczem Najwyższego za narodem naszym. Cieszcie się zwłaszcza w dniu dzisiejszym, w którym Przenajświętsza Boża Rodzicielka, Panna Błogosławiona Marya, naszego porodziła Zbawiciela. Wiedz zaś o tém, że w tej ojczyznie i otaczających ją krainach jest bardzo wielu, którzy w dniu dzisiejszym obchodzą dzień smutku i żalu: bliźni to i bracia wasi, jedni srogiemi pokaleczeni ranami, inni rąk, nóg i wzroku pozbawieni, albo w ciężkie zakuci więzy, bądź wreszcie z majątków i wszelkiej własności odarci; a o tych wy bynajmniej nie pamiętacie, żadnego nad nimi nie macie politowania, lubo ich płacz