Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom IV.djvu/431

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wytępił, częścią zabrał w niewolą; ledwo mała liczba ratowała się ucieczką. Trzechset legło pod mieczem, czterdziestu w łyka pojmano. A tak pomszczono się za spalenie zamku Ratna i wzbroniono w ziemi Chełmskiej spustoszeń. Pod tenże sam czas, czterej panowie Polscy, Piotr Szafraniec podkomorzy Krakowski, Piotr Miedzuski, Dzierżsław Włostowski i Hryćko Kierdejowicz, wziąwszy z sobą dwa tysiące zbrojnych ludzi, wyszli z obozu i posuwali się ku Krzemieńcowi, szukając spotkania z nieprzyjacielem. Książęta zaś Wasil i Bałaban, z znaczną liczbą Rusinów i Wołochów, wyruszywszy z zamku Krzemieńca, we Wtorek po oktawie Wniebowzięcia N. Maryi, o świcie uderzyli na Polaków, którzy byli obrali sobie stanowisko na wyspie w pobliżu wsi Tywanie, nie wiedząc o ich liczbie, i mniemając że wyszli za żywnością i paszą. Ale Polacy silniejsi liczbą snadno wzięli nad nimi górę, i wszystkich prawie wycięli, nie wielu bowiem zdołało ratować się ucieczką. Polacy, zdobywszy znaczne łupy, wrócili zwycięzko do obozu, i wszystko wojsko zasilili zajętém w zdobyczy bydłem. W obozie królewskim zepsuło się powietrze i nastało wielkie mnóstwo much ze ścierw padających codziennie koni. Rozszerzył się był bowiem wielki pomór na konie, z tej przyczyny, że je żywiono pszenicą pomieszaną z ościami i plewą, których konie strawić nie mogły i zdychały. Z ubytku przeto padających koni wojsko królewskie ogromną miało szkodę, i znaczna liczba żołnierzy konnych w piechocie przyjąć służbę musiała. Pszenica koniom ze słomą dawana ościami swemi kaleczyła koniom wnętrza; na czém gdy się zapóźno Polacy spostrzegli, większa część koni od pomienionej paszy wyginęła.

Srogość z obu stron wywierana na jeńców.

W całym ciągu oblężenia trwała między Polakami a Litwinami i Rusią krwawa i zacięta walka. Zaczęli ją najpierwej Rusini i Litwini. Skoro bowiem schwytali którego z Polaków, w oczach wojska płatali go na sztuki, innych topili w wodzie i najwyszukańszemi męczyli katuszami. Nadto pięciu mnichów Polaków zakonu kaznodziejskiego, którzy do zamku Łucka przed nadchodzącém wojskiem z miasta byli zbiegli, na śmierć wskazali. Zaczém i Polacy pastwiąc się wzajemnie na jeńcach Litewskich i Ruskich oddawali nieprzyjaciołom wet za wet, tak iż w okrucieństwie nie tylko starali się im siłą wyrównać, ale ich nawet przewyższyć. Powiadano, że Jurża starosta, tudzież Litwini i Rusini w zamku stojący, do takiego przyszli zaślepienia, że w wróżbiarzach i wróżkach całą nadzieję obrony i utrzymania zamku położyli. Jakoż na żądanie Żydów, dano