Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom IV.djvu/284

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w której owa wielka bitwa była stoczoną, poszedł ku granicom Pruskim, i w dzień Św. Maryi Magdaleny stanął w Czerwieńsku, gdzie się miał przeprawiać przez Wisłę. Tu złączyły się z nim wojska Wielkopolskie. Nazajutrz przeszedł z całém wojskiem rzekę Wisłę po moście na statkach zbudowanym; a na trzeci dzień przybył Alexander Witołd wielki książę Litewski z swoim ludem. Połączywszy zatém wszystkie siły zbrojne, król Władysław dnia trzydziestego Lipca wkroczył szczęśliwie do ziemi nieprzyjacielskiej i stanął obozem podle miasteczka Ludborza (Lautenburg) nad jeziorem. Dnia pierwszego Sierpnia, w szyku bojowym, tak jakoby nieprzyjaciel był już przed oczyma, ruszył ku Lubowu, spodziewając się lada dzień spotkania z Krzyżakami. Zebrali bowiem byli Krzyżacy z własnego i zaciężnego ludu znaczne wojsko, a zostawiwszy wielkiego mistrza Michała Kuchmeistra w Marienburgu, wyciągnęli w pole, aby sprobować szczęścia, i blisko zamku Lubowa, na łące do koła lasem i rowami opasanej, tak tajemnie ukryli się na zasadzce, że wzwiady królewskie przez długi czas nie mogły wytropić, gdzie się znajdował nieprzyjaciel. Dowódzcą Krzyżaków był Ulryk Zanger (Czangyer) marszałek Pruski, który trzymał się ciągle między rowami i okopami, żeby nie był zmuszony do walki. Powziąwszy potém wiadomość, że król zwrócił się z wojskiem ku Lubowu nad rzekę Drwęcę, wyruszyli i Krzyżacy z swego stanowiska i szli przeciw królowi, aby stoczyć bitwę. Ale król Władysław na wieść o zbliżaniu się nieprzyjaciela, uradowany, z tak ochoczym zapałem wyglądał walki, że w pochodzie jedna chorągiew drugą i hufce na wyścigi spieszące wzajemnie się wyprzedzały. Wszyscy zgoła Polacy najgoręcej pragnęli bitwy, i ani wodzów ani rotmistrzów zakazy nie zdołały ich wstrzymać w zapędzie: wymijały się szyki, właściwe sobie opuszczając miejsca, i żwawo biegły do boju. Osobliwsza w sercach zawrzała była ochota; każdy żądał spotkania, każdy spieszył z zapałem do bitwy. I byłoby pewnie przyszło z nieprzyjacielem do rozprawy, gdyż i rycerze Krzyżaccy, a zwłaszcza wódz ich, marszałek Ulryk Zanger, zaufany w sile swego rycerstwa, które liczono na trzydzieści tysięcy zbrojnych, pałali żądzą boju, w mniemaniu, że wojsko królewskie, wynoszące przeszło sto tysięcy ludu, krom pieszego żołnierza, było nierównie słabsze; gdyby rzeczonego marszałka Ulryka nie był odwiódł od bitwy rycerz Konrad Niempcz, Szlązak, wskazawszy mu widoczne niebezpieczeństwo, i poradziwszy, aby wprzódy wymiarkował siły królewskie, nimby się zmierzył z niemi orężem, wojska bowiem zdawały mu się niezliczone. Taką przestrogą upomniany marszałek, dosiadłszy rączego konia wraz z Konradem Niempczem, wyjechał spiesznie zobaczyć wojska królewskie, które w obszernych rozłożone obozach przedstawiły mu się nakształt szarańczy. Nie mogli obadwaj rozeznać liczby, ani siły i potęgi wojska; ale