Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom IV.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

aby autor tak bezecnego i złośliwego pisma godną siebie i niezwykłą poniósł karę. Pomiędzy wszystkimi zaś książetami kościoła i ojcami soboru, kardynał Florentyński Franciszek najsurowiej nań powstał: „Co za zuchwalstwo, mówił, co za szaleństwo twoje, człowiecze nikczemny, podły i bez sumienia, że męża najzacniejszego, króla tak znakomitych przymiotów, śmiałeś twém brudném i zelżywém pismem znieważyć? Ujmy szukasz królowi i człowiekowi, który wszystkich, jakich nie tylko nasz wiek ale i dawne wieki wydały, skromnością, pomiarkowaniem, ludzkością i wspaniałością przewyższył? i nad którego od czasu Apostołów nikt naszej prawowiernej religii więcej nie usłużył, ochroniwszy tyle rodzin i ludów? Widzisz bezecny pismaku, jak za tym prawym monarchą nie tylko prałaci i uczeni jego królestwa, ale i zgromadzeni na ten sobor wszelakiego stanu, rodu i godności mężowie żarliwie się ujmują, i każdy sławę jego tyle co swoję własną cześć waży? Bo cnoty tego króla słyną głośno w całym świecie chrześciańskim. Wyjaśniła już prawda, wierzaj mi, twoje fałsze; pokonana jest twoja zuchwałość, zawstydzona płochość i nierozwaga, na wieczną dla ciebie hańbę i sromotę. Nałóg, jak mniemam, występku i umysł przewrotny powiódł cię do takiego bezprawia, że rozwiązawszy swój język złośliwy nie sromałeś się kłamać, bredzić, wymyślać zbrodnie i spotwarzać króla, będąc z powołania kapłanem i mnichem. Tak jest, niema tu nikogo z obecnych ojców soboru, nikogo z pomiędzy niższych, a nawet najmniej znaczących osób, któryby tobą nie gardził, jako człowiekiem niegodnym oczu ludzkich, spojrzenia i obcowania, człowiekiem występnym, znienawidzonym od Boga i ludzi. Odbieraj więc za twój czyn nieprawy zasłużoną nagrodę, i w brudném a ohydném więzieniu z wyroku tego świętego soboru gnij do końca życia, a bądź dla drugich przykładem, że tak podłe występki nie uchodzą nigdy bezkarnie.“ Rzeczony Jan Falkemberg, mnich zakonu kaznodziejskiego, dyecezyi, miasta i klasztoru Kamieńskiego, uwiedziony łakomstwem i nadzieją zysku, a podmówiony od Krzyżaków, i własną chętką, jak to sam często wyznawał, podniecony, napisał pomienioną satyrę na Władysława króla Polskiego. Gdy potém z więzienia, w którém z wyroku powszechnego soboru był osadzony, za łaską Marcina V papieża wydobył się, i pobiegł do mistrza zakonu Krzyżaków Pawła de Rusdorf z Torunia do Marienburga, w spodziewaniu wielkiej nagrody, a mistrz Paweł dał mu wszystkiego tylko cztery grzywny Pruskie, mówiąc, „iż jego satyra ani zakonowi ani mistrzowi żadnej korzyści nie przyniosła;“ wtedy on, człek zuchwałego serca, gniewem uniesiony rzucił w oczach mistrza pieniądze na ziemię, i miotał obelgi na mistrza i zakon; za co potém skazany od tegoż mistrza na utopienie w Wiśle, zaledwo przy pomocy mieszczan Toruńskich zdołał się wymknąć i uciec do Kamienia, gdzie nową na mistrza i zakon Pru-