Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom III.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się pod ciężarem starości, która studząc krew i miarkując zwykły zapał stroni od dzieł rycerskich i wojennej wrzawy; lubo starzec przeżyły, z pooraném zmarszczkami czołem, ustawał już na siłach, i ciało oddając śmiertelności czuł się poprzedniemi trudami i laty znużonym, wyczerpanym i do wojny niesposobnym; wszelako duch męzki pokonywał w nim słabość wieku, żądza sprawiedliwej zemsty krzepiła i ożywiała siły, dodawała hartu do znoszenia trudów i podejmowania spraw wojennych. Jakoż z zebraném licznie wojskiem z ziem Krakowskiej, Sandomierskiej i Wielkiej Polski ruszył przeciw nieprzyjaciołom Krzyżakom, którzy pod ów czas najeżdżali ziemię Łęczycką, postanowiwszy jak najrychlej zmierzyć się z nimi orężem, i tak srogie królestwa swego spustoszenie powściągnąć i odeprzeć. Chociaż bowiem obciążony wiekiem nie tylko od rycerskich ale i domowych usuwał się już zatrudnień, jednak w ciele zgrzybiałém kwitnął w całej czerstwości umysł dzielny i pełen zdrowej rady. Widząc atoli, że nieprzyjaciel przewyższał go znacznie swojemi siły, że liczne w pogotowiu stały konnego rycerstwa hufce, od których, gdyby przyszło do walki, mogłoby jego wojsko być pokonaném, czując się za słabym do stawienia czoła takiej potędze, nie chciał narażać swej sprawy na los stanowczej bitwy, jak był wprzódy układał; lecz krążąc za nieprzyjacielskiém wojskiem wszędy gdziekolwiek się ruszyło, a za każdą sposobnością z ukrytych zasadzek wypadając, ciągłemi trapił je klęskami; tych zwłaszcza, którzy za żywnością albo roznoszeniem po wsiach rabunków i pożogi wybiegali, urywał i znosił. Krzyżacy zatém wracający zatrzymawszy się pod Koninem postanowili uderzyć na wojsko królewskie, i sprawili swoje szyki, w spodziewaniu, że króla wciągną do walki. Ale król, mierząc roztropnie swoje siły, cofnął się z pośpiechem ze stanowiska i nie przyjął bitwy. A tak nieprzyjaciel zagrożony jego napadem nie śmiał zapuszczać się dalej z rozszerzeniem pożogi, bo ile kroć wysunął się doznawał klęski; i nie mogło już wojsko Krzyżackie popełniać bezkarnie takich łotrostw, powściągane obawą i wzajemnemi szkody. Król Władysław trapił się tymczasem na ciele i w duszy, że musiał patrzeć na tak srogie królestwa swego spustoszenie, gdy dymy i popioły często jego i wojsko królewskie w oczy i twarze gryzły, a serce rozdzierały krzyki i jęki poddanych, nie tak słowy jako raczej płaczem wzywających jego ratunku. Staczać jednakże walki nie dozwalała i szczupła liczba wojska, i rada przezorna, i widok jawnego niebezpieczeństwa. Wahając się zatém w duszy, nie pewien co miał czynić w tak trudném położeniu, powziął nareszcie myśl szczęśliwą, którą mu natchnęło długie doświadczenie, aby w niedostatku sił uciec się do sprawiedliwych podejść, i takim orężem pokonać nieprzyjacioł, jakim oni najwięcej w obecnej wojnie dokazywali. Jakoż do Wincentego z Szamo-