Strona:Jana Długosza Dziejów Polskich ksiąg dwanaście - Tom II.djvu/268

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wieści o ich srogości i potędze, nie dozwalały zebrać się w inném miejscu. Chciał on w tylu i tak strasznych a niespodziewanych klęskach, w chwili naglącej, w powszechném niebezpieczeństwie i zwątpieniu, według możności złemu zaradzić. Posłyszawszy zatém, że Tatarzy cofnęli się z pod Skarbimierza, wszystkim wziąć się do broni i pójść za sobą rozkazał, aby w obronie ojczyzny, własnych żon i dziatek zmierzyć się orężem z Tatarami; ku czemu każdego z osobna swą namową zagrzewał, rokując im zwycięztwo chwały pełne, albo śmierć równie chwalebną. Już Tatarzy dotarli do miasteczka Połańca nad rzeką Czarną leżącego, i u wsi zwanej Tursko wielkie rozbili swoje namioty, gdy Włodzimierz wojewoda Krakowski z małą garstką rycerzy, ale gotowych umrzeć albo zwyciężyć, napadłszy na nich niespodzianie, z zapałem bój z nimi stoczył. Ale choć z przyczyny nagłego napadu Włodzimierz wielką Tatarom zadał klęskę, i dzielnie z nimi walczył, wszelako Tatarzy spostrzegłszy tak szczupłą nieprzyjacioł liczbę, i zachęciwszy się wzajem do boju, uderzyli na Polaków ogromnemi tłumy, złamali ich szyki i rozproszyli. Poległ wtedy chwalebną śmiercią młodzieniec jeden zacny i znakomity Michał Przedwojowic, z wielu innymi rycerzami dzielnie i po bohatersku walcząc. Wojewoda Krakowski, nie o swojém ale o ojczyzny myśląc ocaleniu, umknął z pola szczęśliwie, ażeby miał jej jeszcze kto bronić. Atoli w czasie bitwy wszystek gmin brańców pierzchnąwszy schronił się do pobliskich i na razie będących lasów. Mogli byli wtedy Polacy zupełne nad Tatarami odnieść zwycięztwo; lecz gdy po rozbiciu pierwszych hufców Tatarskich zbyt chciwie poczęli się za zdobyczą upędzać, a nie popierali walki, wyśliznęło im się z rąk szczęście. Tatarzy, jakkolwiek widzieli, że przy nich zostało zwycięztwo, dotknięci jednak wieloraką klęską, i zdjęci obawą, aby ich nowe i świeże nie napadło wojsko, jakby mieli się za zwyciężonych, nie śmieli już pozostać w Polsce i szerzyć dalszych grabieży, lecz ruszywszy swoje tabory poszli pod Zawichost, a ztamtąd ku Sieciechowu, nie czyniąc już żadnej szkody, a ciskając po drodze trupy swoich Tatarów, umierających z ran odniesionych. Tu zatrzymali się w wielkim lesie, który u Polaków zowią Strzemech (Stremech), i dla zmylenia pogoni przez kilka dni i nocy taili się w ukryciu, z obawy ostatecznej klęski, która przy łasce Bożej mogła ich była spotkać, gdyby się kto był odważył uderzyć na nich i zwyciężyć. Ale gdy się wywiedzieli przez szpiegów, że z nikąd nie zagrażał nieprzyjaciel i wszędy było spokojnie, wyruszyli z Strzemeskiego lasu i pociągnęli na Ruś; a dopieroż zebrawszy większe wojsko, na uzupełnienie poległych, których zostawili pod Turskiem, nawrócili do Polski, sierdząc się srodze i zapowiadając zemstę Polakom za klęskę im zadaną. Potém, przebywszy spokojnie okolice, które dawniej w pochodzie swoim zniszczyli, stanęli pod Sandomie-