Strona:Jan Zacharyasiewicz - Przy Morskiem Oku.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   19   —

Upłynęła dobra chwila; oboje w milczeniu patrzali na siebie. Nagle krzyknęła pani Dorota:
— Toż to Władek mojej kochanej Stasi!.. Tak jest, podobny do fotografii przysłanej mi przed dziesięciu laty. Czy tak?
— Tak jest, odpowiedział młody człowiek, całując ją w rękę, jestem ów Władek, któregoś pani trzymała na rękach będąc w Zagonach u mojej matki.
Pani Dorota, bez względu na resztki śmietany, którą sobie rękawy udekorowała, rzuciła się na gościa, wzięła go w objęcia i serdecznie uściskała. Po chwili jakoby zawstydzona odstąpiła dwa kroki i rzekła:
— Nie — to już nie Władek, tylko pan Władysław w całem znaczeniu tego słowa mężczyzna... ale daruj starej przyjaciółce matki, że w pierwszej chwili potraktowała cię jak Władka... bo ty, panie Władysławie, nie wiesz jaka między nami, to jest mną a twoją matką była umowa.
Pan Władysław poczuł przy tych słowach rumieniec na twarzy, bo już od matki dowiedział się coś o tej umowie.
— Prawdziwie, zawołał, całując panią Dorotę kilkakroć w rękę, czuję się bardzo szczęśliwym, że życzliwość dla mojej matki przenosi pani na jej syna.
— A wiesz pan, jaka między nami była umowa? pytała pani Dorota, ocierając łzy fartuszkiem.
Pan Władysław zarumienił się po raz drugi, ale nic nie odpowiedział.
— Oto, mówiła dalej pani Dorota, będąc razem na jednej pensyi, jako serdeczne przyjaciółki, zawarłyśmy z sobą umowę, że nasze dzieci razem pożenimy.
Pan Władysław stał teraz czerwony jak alkiermasz.
— Ale cóż z tego — nie wyszłam za mąż, więc niemam żadnych dzieci. Nie mogę dotrzymać umowy!
Usta pana Władysława zadrgały, jakby chciał coś powiedzieć. Ogarnęła go nieśmiałość, spuścił oczy i milczał.
— O, dotrzymałabym umowy niezawodnie... gdybym miała dorosłą córkę, zarazbym ją tobie oddała. Podobnym jesteś do matki, panie Władysławie, więc jesteś zacny i poczciwy. Mam tylko siostrzenicę, ale...
Pani Dorota machnęła ręką. Obróciła się szybko, jakby czegoś na stole szukała.
— Panna jest w gruncie zacna i dobra, a nawet nie