lazurowe po 3 złp.; mięsie; papuże po 22 gr.; szare po 12—13 gr.; zielone po 14 gr.; zółte.
Sukna, jak się zdaje, polskie krajowe; błękitne, łokieć po 15—23 gr.; czarne grube po 12 gr.; czarne na żałobę po 13—14 gr.; czerwone po 14 gr. do 1 złp.; mnisze po 14 gr.; szare po 25 gr.
Uterfin zielony po 1 złp. 14 gr. do 1 złp. 20 gr.
Z powyższego zestawienia pokazuje się, że z wymienionych gatunków w handlu ówczesnym najwięcej były poszukiwane sukna zagraniczne: falendysz, karazya i sukna morawskie, inne zaś już podrzędniejszą odgrywały rolę; następnie, że oprócz sukien wyrobu krajowego, dostarczały tychże nie tylko fabryki krajów sąsiednich, jak śląskie i morawskie, lecz prawie całej ówczesnej Rzeszy niemieckiej, a nawet holenderskie i angielskie, z których te ostatnie, sprowadzane morzem do Gdańska, stamtąd dopiero rozchodziły się do Krakowa, Nowego Sącza i na całą Polskę.
Ważnym artykułem handlu, który także sprowadzano z Gdańska, były śledzie. Szły one do Nowego Sącza drogą na Lublin. Sprzedawano je beczkami, a samo myto od beczki wynosiło 15 gr.; przywóz zaś kosztował (1621 r.) 28 złp. W samym Nowym Sączu płacono (1630 r.) za jednego śledzia 2 gr., a za kopę 4 złp. Handel śledziami rozciągał się nie tylko na samo miasto, gdzie niektóre osoby, jak Kwiatoniowski, pani Południowa lub Łykawski, brali je całemi beczkami — ten ostatni n. p. w r. 1621 naraz aż 9 beczek — ale jeszcze bardziej do Węgier. Tu osoby z różnych miast, jak z Bardyowa, Preszowa, Kesmarku (dla pana Tökölego) brały je także w większej ilości beczkami, często na kredyt, a beczka kosztowała 11 talarów czyli 12 złp. 6 gr. do 15 złp. Trafiało się także, że kupcy z innych miast, jak n. p. Wołkowicz z Nowego Korczyna (1621 r.), za wino Tymowskiego płacił śledziami, rachując beczkę po 21 złp. — widocznie, że te beczki musiały być znacznie większe. Sam Tymowski w długu za kilka łokci karazyi i 2 beczki śledzi po 14 złp. 8 gr. nabył jatkę szewską wraz z naczyniem szewskiem (jeszcze prze r. 1610[1]). — Przy transporcie śledzi zdarzały się taż różne nadużycia ze szkodą znaczną kupujących. Tak n. p. w r. 1638 Krzysztof Kotczy z Nowego Sącza kupił beczkę śledzi w Kazimierzu u Matyasza Wosińskiego, mieszczanina tamtejszego. Kiedy odbito beczkę pokazały się zgniłe śledzie do tego stopnia, że ledwo z którego trzecia część pozostała[2].