z zapaloną świecą w ręku, a pachołcy rozwięzywali tłumok. Księża wikarzy upewniali, że to ich rzeczy, które sędziwy ksiądz senior do grobu schować kazał. Nie wierzono ich mowie, a wydobyte srebrne łyżki stołowe chciał Siemichowski zabierać. Księża upominali się, okazując herb księdza seniora. Starszyzna szwedzka przekonawszy się, że to istotnie znaki ks. Marcina Chamilcowicza, seniora, staruszka zgrzybiałego, kazała oddać łyżki i cały tłumok.
Ale grobów było jeszcze kilka; nadszedł też i Trela, grubarz więc kazano mu z kolei otwierać groby. Chcieli najprzód zacząć przed ołtarzem Panny Maryi, ale, że grób przed ciborium zdawał się być świeżo otwierany, zaczęli od niego. Truman stała przy trumnie. Zaraz w pierwszą z rzędu uderzył Siemichowski nogą: zagrzmiała głośno, więc dał spokój. Druga trumna ś. p. Sławińskiego nie zagrzmiała, więc kazał otwierać Treli. Tak samo trzecią ś. p. Wolskiej i czwartą drugiej Wolskiej, i znowu trumnę Popkównej kazał odbijć, ale w żadnej nic nie znalazł. Więc rozjuszony kopnął i stłukł jedną, a potem i drugą trumnę. Na palcu umarłego znalazł pierścień i zdjął. Chciał tak samo drugi pierścień zdjąć i urwał umarłemu palec. Grubarz, nie mogąc patrzeć na takie świętokradztwo, zaczął wygadywać, więc starszyzna szwedzka zniecierpliwiona, kazała mu wyjść.
Wyszli, a grubarz opowiadał o rozbitych trumnach i urwanym palcu umarłego. Zgorszeni i zgrozą przejęci księża poczęli wołać i gromić Siemichowskiego: „Zły człeku! Niedawnoś zabił człowieka, uciekłeś do kościoła i kościół cię zachował — a ty teraz nie pamiętasz na Boga!“ Bezecny zbrodniarz odrzekł cynicznie: „Nie chcę ja być zdrajcą, przysiągłem królowi szwedzkiemu i chcę mu wiary dochować, nie chcę ja go zdradzać!“
Wkońcu Siemichowski, idąc przed ołtarz wielki, kazał Treli dobywać wielkiego kapłańskiego grobu. Nie znalazł nic, tylko w bratniej zgodzie w trumnach kapłani, niegdyś słuch tego kościoła, spali obok siebie snem wiecznym! Kopnął więc znowu nogą w trumnę, odgrzmiała pustką, zaczem rozgniewany oderwał blaszki napisowe z wierzchu dwóch trumien, oglądał je, a widząc, że cynkowe, wyrzucił na wierzch. Były to epitaphia księży: Stanisława Rozmusowicza (†1645) i Bartłomieja Fuzoriusza[1] (†1637). Wikarzy pod-
- ↑ Ojciec jego, Stanisław Lwowczyk († 1598), wyrabiał w Nowym Sączu naczynia cynowe, czyli był konwisarzem (stannifusor), stąd to przezwano go Fuzoriuszem, a ta nazwa przeszła i na syna.