Strona:Jan Siwiński - Katorżnik.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jest, aż wam z czasem będę mógł ulżyć i nowy dla was dom wybuduję i t. p. Na takie dictum nie było co mówić, bo mówił prawdę, tylko uszy po sobie położyć i wracać w kałużę i nocować w tej psiarni! Na drugi już dzień pognano nas na rozrez do roboty, a że nie byliśmy jeszcze sformowani na czwórki, to też dano nam inne roboty, więc jedni wywozili kamienie na brzegi i ładowali na fury, inni szlamowali dno owej rzeki, która jest ciągle zamulana piaskiem z owej maszyny płuczącej złoto, a którą wskutek tego trzeba ciągle szlamować. Ta robota mnie się najczęściej dostawała z powodu wysokiego wzrostu, była nie tak ciężka jak niezdrowa, gdyż kogo tam przeznaczono, ten musiał cały dzień stać w wodzie powyżej kolan, a cóż dopiero w dnie zimne, słotne, w jesieni albo i w zimie? Lecz i tak byliśmy tem zadowoleni, bo nie mieliśmy robót wyznaczonych.
Kopienko dotrzymał słowa i więzienie nowe wystawić nam kazał i wkrótce opuściliśmy ową stęchłą norę, w której musieliśmy leżeć na ziemi mokrej, a przenieśli się do nowej tiurmy. Niedługo jednak opatrzność ulitowała się nad nami i wybawiła nas z tej kaźni, z tych czeluści piekielnych!
Gdybym jednak żył sto lat, tysiąc lat, to i tak nigdy, przenigdy nie zapomnę, że byłem zesłany przez Moskali żywcem do piekła.

separator poziomy