Strona:Jan Rzewnicki - Moje przygody w Tatrach.djvu/248

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.



13. RAKI W POKRZYWACH.
(19—21 Sierpnia 1926.)


Dawno, dawno mnie kusił długi, charakterystyczny masyw Osobitej, co niby sfinks się położył na straży Tatr od zachodu; dawno wybierałem się na ten rzadko zwiedzany szczyt, jeśli nie w rzeczywistości, to w projektach chociaż... Nareszcie nastała decydująca chwila: szturm do Osobitej!
Planowania były dość obfite, ale nie kleiły się jakoś szczegóły osobowe; aby więc losu znowu nie kusić i nie odkładać, postanawiamy z panią Eugenią iść sami. Uzbroiwszy się tedy w potężny klucz od schroniska w Starej Robocie, ruszamy w cudowny poranek, rozzłocony promieniami słońca, ku dolinie Chochołowskiej. Idziemy pieszo, bo i tak czasu aż za wiele na dzisiejsze podejście. Aby trudniej było zgadnąć, dlaczego, — idziemy nie skrótem koło Lejowej dolinki, lecz trójkątem dróg przez polanę Roztoki. Uff! — karze nas za to palące słońce. Na godzinę 3-cią stanęliśmy na miejscu. Schronisko w tym roku podzielone: na prawo, w porządnie uprzątniętej izbie rezyduje teraz armia, czyniąca pomiary do map, — na lewo turyści; gorzej chlewa w tej lewej połowie, a sienniki do spania — to już