Strona:Jan Lam - Idealisci.djvu/337

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Gdybyś ty wiedział, jakiś ty blady! O mój Boże, czemu tu niema doktora Chimerskiego! Wandziu, proszę cię, ponalewaj panom kawy — wszak potrzebujesz tylko odkręcić kurek od maszynki. Pójdę na chwilę do ogrodu... głowa mię boli okropnie...
Panna Wanda przystąpiła do czynności, którą jej polecono. Przypadek chciał, że w chwili gdy pani Helena chciała opuszczać werandę, jakaś część jej stroju zaczepiła się o gałązkę dzikiego winogradu, osłaniającego werandę. P. Alfred rzucił się ze zwykłą swoją galanteryą, ażeby jej dopomódz. Jednocześnie panna Wanda, nalawszy kawy gościom, przysunęła była filiżankę p. Zameckiego do maszynki, kiedy ten ostatni zrobił nagle ręką giest wstrzymujący, i biorąc łyżeczkę, wyjął z filiżanki jeden z dwóch kawałeczków cukru, które się w niej znajdowały.
— To będzie dosyć — powiedział.
Helenka nie spuszczała go z oka. Coś jej mówiło, że powinna wstać, wyrwać mu z ręki kawę, i nie dopuścić, żeby ją wypił. Mimo to siedziała nieruchoma, niezdolna prawie ruszyć się z miejsca. Pani Zamecka i p. Alfred odwróceni w stronę ogrodu, nie mogli uważać tego zajścia, tak drobnego. Pani Helena była zresztą już na schodach, sprowadzających z werandy. Alfred szepnął jej do ucha.
— Idziesz!
— Na chwilę... tak będzie lepiej...
Wtem jakiś ruch niezwykły dał się słyszeć w salonie. Pani Helena wróciła się i spostrzegła, że p. Tadeusz spokojnie pije kawę. Przez chwilę wlepiła w niego wzrok przenikliwy i nabrała pewności, że wszystko idzie, jak ułożyła. Od czasu do czasu z trudnością chwytał powietrze w piersi i tarł ręką czoło, jak gdyby dostawał zawrotu głowy.
— Możebyś pan wrócił do pokoju, tam chłodniej — mówił ks. Chyżycki. — Widocznie panu bardzo niedobrze.
— Nic, to przejdzie — była odpowiedź.
— Co tam jest takiego? — zawołała naraz p. Zamecka, zwrócona do salonu. — Czego chce Andrzej?
Naraz i Andrzej, i gumienny pojawili się w drzwiach.