Strona:Jan Lam - Idealisci.djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Co? Nic. Chciałyśmy uciekać, ale p. Zgorzelski wyszedł do drugiego pokoju i zawołał subjekta, a sam nie pokazał się już więcej. Widocznie był zażenowany i skonfundowany okropnie, nawet pobladł.
— Nic to dziwnego po zajściu, które go tu spotkało. Musiałby mieć czoło miedziane, gdyby go nie zmięszał wasz widok.
— Pan Zgorzelski ma czoło miedziane — zauważała Helenka. — Radabym wiedzieć, co on robił w aptece i co wyjmował ze słoika, bez wiedzy aptekarza. Widziałam napis na słoiku, ale na nieszczęście nie umiem po łacinie i nie mogę go sobie przypomnieć.
— Wielkie rzeczy, łacina — odezwała się Frania. — Ja nie widziałam napisu, ale za to widziałam dokładnie, że to był cukier.
— Idźcie, idźcie, dzieci, nie powtarzajcie takich niedorzeczności — rzekła strofując pani Skryptowiczowa. Przy herbacie jednakowoż Helenka ni ztąd ni zowąd zapytała wuja, jak się cukier nazywa po łacinie. P. Skryptowicz był w żartobliwem usposobieniu, i odpowiedział zapytaniem, czy Helenka myśli, że jej snadniej dadzą cukru, gdy go zażąda po łacinie?
— Oczywiście — odparła.
— W takim razie pamiętaj, że cukier nazywa się formosus juvenis, i kiedy ks. Chyżycki będzie na herbacie u państwa Zameckich, proś go, ażeby ci dał „formosum juvenem“, a zobaczysz, że będzie ci słodko całe życie.
— Ej, tato podobnoś żartuje — zawołała Adelcia — nie słuchaj, Helenko! — Helenka ze swojej strony poważnie potrzęsła głową, na znak, że nie dowiedziała się tego, czego chciała. Wkrótce, wśród rozmowy o bliskim jej wyjeździe, zapomniała o tym drobnym szczególe, który zaprzątnął był jej umysł, a gdy po długiem, długiem szeptaniu z przybranemi siostrami usnęła nakoniec, śniła jej się „bajka“, jak niegdyś u Pyłypychy. Była to jednak tym razem bajka niemiła. Helenka widziała się na wsi, pod ową zrozpaczoną wierzbą nad potokiem, i zajechało dwóch panów karetą,