Strona:Jan Lam - Idealisci.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W tej chwili wpadło do pokoju kilka młodziutkich panien, po części bardzo trzpiotowatych i wesołych, w towarzystwie młodego człowieka o bardzo statecznej minie, któremu p. Skryptowiczowa nie oddała wcale przesadnej pochwały, nazywając go przystojnym i „do rzeczy“. Pan Skryptowicz podał mu rękę i cofnął się do swego pokoju, podczas gdy jego żona zajęła się przygotowaniami do herbaty dla wracających z przechadzki. Helenka poczęła krzątać się koło papierów na swojem biurku, porządkując niby i chowając wszystko do szuflady. Wtem wypadł jej z ręki arkusz, który właśnie jak najpilniej chciała schować. Rzuciła się za nim szybko, ale już Wacław podniósł go z ziemi. Prosiła go usilnie, aby nie oglądał jej „niedorzecznych konceptów“, i drożyła się długo, byłaby postawiła może na swojem, ale córki p. Skryptowicza przyszły w pomoc Wacławowi. P. Skryptowicz przez odchylone drzwi był świadkiem całej sceny, a mając wzrok bystry, bo wywczasowany, mógł widzieć i ów papier, będący przedmiotem sporu. Był to rysunek, przedstawiający małego chłopczyka, niesionego przez aniołów wśród mnóstwa obłoków. Kompozycya nie była ani szczególną, ani oryginalną, i przypominała mnóstwo sentymentalnych niemieckich i francuzkich „Reveries du soir“ itp. Oryginalnem było to, że pominąwszy czarne wąsiki, chłopczyk niesiony przez aniołów podobnym był jak dwie krople wody do p. Wacława Rolińskibgo, podczas gdy jeden z aniołów czy archaniołów, pochylony nad nim twarzą, i zbyt widocznie zdjęty ochotą pocałowania chłopczyka w czoło, dziwnie przypominał profil Helenki. Dziewczę zarumieniło się było i protestowało mocno przeciw podpatrywaniu jej „smarowideł“, p. Wacław zaś miał minę niezmiernie zadumaną i dopiero po chwili przyszedł do siebie z tego mglistego stanu duszy, umotywowanego zresztą widokiem obłoków, na które nie żałowano czarnej i białej kredy.
P. Skryptowicz schował się i nie pokazał się więcej. Co się tyczy innych aktorów tej sceny, mogę zaręczyć, że nigdy bardziej smętny młodzieniec nie badał tajemnic ra-