Strona:Jan Lam - Humoreski.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w głowie mi się mąci, gdy o tem wspomnę, i nie wiem, jak zacząć. Już to, nie urodziłem się na romansopisarza, i nie potrafię odtworzyć efektów, które mną wstrząsnęły do gruntu; i dla tego też opowiem Ci te straszne historje moim suchym, kronikarskim, chronologicznym stylem.
Nazajutrz tedy, po wyprawieniu ostatniego mojego listu, nie spałem całą noc z powodu, że Reb Wolf Mendlowicz, mój gospodarz, wydawał córkę za mąż, i że cała zgraja żydów i żydówek śpiewała majufes i tańczyła: łachteridibimbambum do samego wschodu słońca, przy rzępoleniu rozmaitych skrzypców, basetli, i cymbałów jeszcze straszniejszych od nadwornej kapeli marszałka Czarnokońskiego. Około siódmej rano zaczęły wjeżdżać i wyjeżdżać z hotelu rozmaite fury, i wszczął się cały hałas piekielny, towarzyszący przebudzeniu się małego miasteczka. Dodaj do tego pluskwy, pchły i zły materac, a pojmiesz, że ledwie około dziesiątej udało mi się zamrużyć oczy. Zacząłem śnić wcale błogo — byłem ponoś u siebie w domu, Wicenty w białym fartuchu prezentował mi świeżo złowione przepyszne pstrągi, i radziliśmy właśnie z Tobą, kochany konsyliarzu, czy kazać je usmażyć, czy tylko odgotować, i podać na stół ze świeżemi, młodemi kartofelkami, gdy nagle wpada ten niezdara