dydaturze tego zacnego obywatela, pamflet, zawierający wszystko, co o nim wiedziałem. Dotrzymałem obietnicy, i w zwięzłej, ale dobitnej formie przedstawiłem kandydata większości jako szubrawca godnego kryminału, opisując nietylko historyę jego procesu z komornikiem Wielogrodzkim, ale także i ową awanturę z Przesławskim; stosunki zmieniły się już bowiem były tak dalece, że bez wszelkiej obawy można było rozprawiać publicznie o tem, co przed laty wszystkich przejmowało trwogą. Nie omieszkałem dodać opowiadania o dwukrotnym zamachu Szlomy na moje papiery, o buncie robotników, i o zeznaniu ich herszta, że działał z polecenia Klonowskiego. Pamflet kończył się uwagami nad tem, że Klonowski zasiadając w Radzie nadzorczej kolei żelaznej, był oraz dostawcą materyałów, i że między innemi dostawił na stacyę w Janówce progów, których ja wprawdzie nie przyjąłem, ale które przyjął mój następca na wyraźnie polecenie zgóry, wydane w skutek wpływu Klonowskiego. Elaborat ten, zaopatrzony moim podpisem i pisemnem upoważnieniem, aby był ogłoszony drukiem, oddałem tym, którzy mię o to prosili, i ruszyłem w dalszą drogę, doczekawszy się nakoniec dyliżansu.
Jakkolwiek kategorycznem było wezwanie moich przełożonych, abym niezwłocznie przybywał do Lwowa, byłbym sobie pozwolił owego pierwszego w mojem życiu „wybryku“, o który żartem zapytywała Elsia Herminę w swoim liście — to znaczy, byłbym zboczył z Ławrowa do Starej Woli i byłbym tam zabawił pół dnia przynajmniej, gdybym się był spodziewał zastać tam przedmiot mojego uwielbienia. Tak mi było potrzeba innych wrażeń i wzruszeń, niż te, których mogłem doznawać wśród prac i przykrości mojego zawodu, od czasu jak los zawistny umieścił mię w Janówce i w Bednarówce, tak mocno pragnąłem bodaj na parę godzin zamiast pilotów i progów, grobli i mostów, kosztorysówi sprawdzeń rachunków, Klonowskich i Heimoffenów, żydów i szlachciców, oglądać znane, poczciwe twarze, spocząć w cieniu drzew, nierąbanych siekierą akcyonaryuszów, słuchać szumu wody niewyzyskiwanego przez żadne konsorcya, przypatrzyć się
Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom II.djvu/89
Wygląd
Ta strona została przepisana.