Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom II.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

swojem spojrzeniem śledzi słowa, skreślone dla świata martwemi głoskami, a dla mnie i dla Niej, pismem serca, którego świat nie rozumie. Opieram głowę i marzę — nie, nie marzę: jestem szczęśliwy i marzyć nie potrzebuję, bo mam moje marzenia na jawie!
Po długiej scenie rozrzewnienia, w której brały żywy udział p. Wielogrodzka i Hermina, rozgadaliśmy się cokolwiek z Kasię i dowiedziałem się od niej, że wyszła zamąż, i że małżonek jej w bujnym polocie swojej ambicyi sięga po posadę dozorcy robót przy kolei żelaznej, do czego posiada zupełną kwalifikacyę. Byłem uszczęśliwiony, że mogę mu dopomódz w zdobyciu tego złotego runa, a Kasia uszczęśliwiona była z tej nowej sposobności wycałowania mi rąk i nóg mimo wszelkiej opozycyi z mojej strony.
Myślałem, że chce już odejść, pokazało się jednak, że ma jeszcze coś do powiedzenia, tylko nie wie, jak zacząć, aby swego kochanego panicza znowu nie zasmucić. Gdy mi się udało uspokoić jej obawę, przyznała się, że ma mi coś oddać, co jej ktoś dał dla mnie.
— Któż taki, Kasiu?
— Nieboszczka pani.
— Moja matka!
— To tak było, proszę panicza. Kiedy nieboszczka pani tak bardzo zachorowała nad ranem, a panicz mały jeszcze spał, pani zawołała mię i powiedziała mi, że umrze. Tak ja zaraz poznała, że pani ma gorączkę, i pani sama mówiła, że jej się robi ciemno w oczach i że traci przytomność. Wtenczas pani wyjęła z szuflady papiery i powiedziała mi: Kasiu, oddasz to Mundziowi, ale dopiero, jak wyrośnie i będzie słuszny. Przysięgnij mi, że mu oddasz, a nikomu więcej. Tak ja się zaklęłam na moją duszę i na Przenajświętszy Sakrament, że nie oddam nikomu, tylko paniczowi, jak wyrośnie, i schowałam te papiery. A potem jak ten pan ze wsi przyjechał i z nim przyszedł kancelista z magistratu i szukali wszędzie, w pokojach i na strychu, to ja się zaraz domyśliłam, że szukają tych papierów, alem nic nie mówiła nikomu, nawet potem memu mężowi. Ale teraz