Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom II.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

landzkich świętych. Domyślałem się, że był to ów sławny Daniel, a w skróceniu Dan, który służył mojemu wujowi za przedmiot ćwiczeń filologicznych i gimnastycznych. Gdy się zbliżyłem do niego, pierzchnął przedemną, jak przed dyabłem, i z wielkim krzykiem poleciał do swego pana, gdzie zastaliśmy go w obronnej pozycyi za łóżkiem, na którem leżał mój wuj w szlafroku i z nogami obwiniętemi flanelą tak, że wyglądały, jak dwa wory z bawełną.
— Czy przestaniesz raz krzyczeć, ty przeklęty balwanie hotentocki! Lepiej popraw lampę, bo kopci-ozwał się lord Kenmare.
— Coby też nie kopciło w tym pogańskim domu, tu kopcą wszystkie zakamarki, jak nic chrześciańskiego, a umarli spacerują sobie po pokojach, ot tak, jak lord-namiestnik po zamku w Dublinie! O, patrz pan, patrz! — wołał Dan, pokazując mię palcem, podczas gdy jego włosy szpakowate, z natury najeżone, były w dziwnej harmonii z przestrachem, malującym się na jego twarzy. Lord Kenmare popatrzył na mnie i pa p. Crisparkle, i zerwał się z łóżka, jak gdyby w istocie nigdy nie cierpiał na podagrę.
— Mój chłopiec! Mój drogi chłopiec! Chodżże, niech cię uściskam! ›
Lecz nagle twarz jego przybrała wyraz surowy, popatrzył w oczy p. Crisparkle i zapytał go:
— Czy pan jesteś zupełnie pewnym, że ten chłopiec nie jest fałszowany? (że jest genuine, jak np. sos Battylego).
— Nie nudź mię pan, milordzie — odparł p. Crisparkle. — Masz pan papiery w rękach i wiesz pan tak dobrze jak ja, że jest to p. Edmund Meulerd, czy Moellcer, czy jak tam, niech pana kaci porwą, wraz z Francuzami, z francuzczyzną, i z akcentem francuskim! Nie mówię tego o pańskim siostrzeńcu, specyalnie! Oto jest: Chciałeś go pan mieć w kostyumie, w jakim przed dwudziestą laty wyjeżdżano na skręcenie karku, masz go pan!
— Więc to nie jest Master Archibald, który wstał z grobu? — zapytał Daniel z niedowierzaniem.