Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom II.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ks. Olszyckiego; chciała pomówić ze mną o tem. Prosiłem ją, byśmy odłożyli to na kilka godzin później, i wyszedłem.
P. Pimmeles wyjechał, pisarz jego zaś powiedział mi, że po mojem uwięzienin, nadano komu innemu moją posadę. Byłem więc na razie bez chleba. Co więcej, pierwszy znajomy, którego spotkałem i pozdrowiłem na ulicy, udał, że mię nie widzi. Kilkadziesiąt kroków dalej minąłem kilka osób, znanych mi z widzenia, i słyszałem, jak ktoś z nich wymienił moje nazwisko, a drugi dodał: „A, to ten, co sfałszował weksle! Dziwna rzecz, że już go wypuścili!“ Przyszedłszy do hotelu, mnsiałem wstąpić do restauracyi, aby odszukać garsona, który miał do czynienia z mojemi rzeczami. Jak gdyby los sprzysiągł się na mnie, i tu doleciała do moich uszu rozmowa, prowadzona w drugim pokoju przez towarzystwo, w którem poznałem głosy: Pomulskiego i ks. Kantymirskiego. Tamten rozpamiętywał niebezpieczeństwo wdawania się z „hołotą“, i jako przykład cytował Klonowskiego, którego podpis miałem sfałszować na wekslu. Książę potakiwał mn, dodawał jednak, że „trafił swój na swego“, bo Klonowski oszukiwał przy kartach i brał za to policzki. Pomulski z uśmiechem zapytał obecnych, czy wiedzą, że Moulard kochał się w pannie Starowolskiej, i że dlatego pewnie podpisywał Klonowskiego na wekslach, aby zrujnować rywala. Kantymirski nadmienił, że Starowolski chciał dać córkę temu Moulardowi. Jakiś hrabia pisujący komedye upatrzył w tem wszystkiem wyborny przedmiot do utworu dramatycznego i zapowiedział, że napisze wkrótce pięcioaktówkę, przedstawiającą, jak to obce żywioły wciskają się między naszą poczciwą szlachtę, wodzą ją na pasku i okradają. Płoniłem się słuchając tej całej gadaniny; chciałem wpaść pomiędzy mówiących i pociągnąć ich do odpowiedzialności, ale na szczęście wstrzymała mię myśl, że pogorszę jeszcze tylko moje położenie, bo każdy, od którego zażądam satysfakcyi, odmówi mi jej i znajdzie potem powszechne uznanie; ja zaś chcąc udowodnić, że nie popełniłem nic niehonorowego, musiałbym powtarzać to tysiąc razy na dzień. Nie potrzebuję rozwodzić się szeroko