Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom II.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

uważałem to za mój obowiązek uprzedzić kuzynkę. Ale! mój panie, ta nasza arystokracya, a raczej to, co u nas udaje arystokracyę, to coś gorszego od próchna! Wszyscy wiedzą o brudnym i hańbiącym postępku, wszyscy szepcą o tem poza oczami, i wszyscy przyjmują w swój dom zhańbionego, bo odziedziczy kiedyś milion, a skoro szachruje przy kartach, to może i nie przegra majątku!
— Mniejsza o to — odparłem — rotmistrz sprzeciwił się stanowczo projektom pani Leszczyckiej i temi dniami przybywa tu pani Starowolska odebrać córkę i wziąć ją na wieś. Zresztą Elsia sama...
— Elsia?
— Chciałem powiedzieć: panna Elwira — poprawiłem się, nieco pomięszany.
— Panna Elwira! Panna Elwira jest przedewszystkiem upartą i zrobi z pewnością właśnie to, czemu się wszyscy sprzeciwiać będą. A potem... w braku hiszpańskiego markiza albo rzymskiego duka, galicyjski milioner ma pewne niewątpliwe, pozytywne zalety... Gucio jest teraz jedynakiem, bo jego siostra umarła.
— Panie Dominiku, krzywdzisz pan mocno pannę Sta rowolską. Chciej mi pan wierzyć, że jest to osoba... może trochę kapryśna... ot, rozpieszczone ipieszczotami zepsute dziecko... nle zbyt to szlachetnych ludzi córka, by nie umiała pogardzić podłością, albo też, by z dziecinnego uporu, pogodziła się z nią nawet. Co się zaś tyczy względu na majątek Klonowskiego, mniemam, że nie mówiłeś pan na seryo.
— Nie potrafię panu wytłómaczyć dokładnie wszystkich danych, na których opieram moje przypuszczenie, ale daję panu gardło na to, że niechaj dziś nie stanie rotmi strza, najdalej do roku panna Elwira będzie panią Klonowską!
Uśmiechnąłem się; gardło pana Dominika byłoby bowiem w niemałem niebezpieczeństwie, gdybym go wziął za słowo. Zresztą, byłby on zmienił zdanie, gdyby był słyszał rozmowę, jaką miałem z Elsią przed kilkoma zaledwie go-