Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom I.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dzieju“ i „moja mościa dobrodziejko“, oświadczał, że „dajcie nam takich księży, co to i do tańca i do różańca“ — że nie to jest grzechem, co idzie do „gęby“, ale częściej to, co z niej wychodzi — że jednakowoż religia zawsze powinna nam być świętą, że bez wiary ojców niepodobna być uczciwym człowiekiem, że wiara potrzebuje zewnętrznych obrzędów, i że na stwierdzenie tego wszystkiego, na przyszły rok pani Klonowska pojedzie z córką do Częstochowy. Ton serdeczny, prosty i pełen przekonania, z jakim mój Opiekun wygłosił te zdania, ujął nas wszystkich; pani Wielogrodzka, mianowicie jai Hermina słuchaliśmy go z przyjemnością, a ja w duchu coraz bardziej wstydziłem się dawniejszego mojego uprzedzenia. Nakoniec p. Klonowski, ucałowawszy komornika w obydwa ramiona, panią Wielogrodzką w rękę, a mnie jeszcze raz w czoło, odjechał do Hajworowa.
— Przykro mi, że nam zabiera Mundzia — rzekła po jego odjeździe pani Wielogrodzka — ale to w istocie bardzo godny człowiek.
Komornik milczał.
— Trochę sobie z szlachecka rubaszny — ciągnęła dalej — ale lepsza rubaszność niż hipokryzya. Cenię wysoko takich ludzi, jak p. Klonowski...
— A na miłość Boga — przerwał nagle z największą niecierpliwością komornik — daj-że mi już raz pokój z tym Klonowskim!
Spojrzeliśmy po sobie z ogromnem zdziwieniem, nie mówiąc ani słowa.
— Gdybym nie był takim nieznośnym, ciężkim, starym safandułą, jakim jestem — tu komornik chwycił się za nogę — pokrzyżowałbym ja mu szyki! Hermińciu, podaj mi Muscat-Lunel z szafki. U nas tak, na oszustwo znajdzie się energia, na sobkowstwo znajdzie się wytrwałość, a kiedy potrzeba powstać i działać dla cudzego dobra, jednemu braknie cywilnej odwagi, a drugi w ociężałości swojej zdobędzie się tylko na rezonowanie! Albo nie, Hermińciu, weź to, podaj mi Sekta. Straszna klątwa na tym kraju!