Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom I.djvu/293

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XI.

Korespondencya moja z Hermina nie była wprawdzie tak ożywiona i częsta, jak dawniej, ale nie ustawała nigdy i w ogóle odnosiłem się z wszystkiemi ważniejszemi mojemi sprawami do niej i do pp. Wielogrodzkich, jak dziecię odnosi się do domu rodzicielskiego. Pozbawionemu wszelkich związków rodzinnych i rzuconemu w świat jako luźna zupełnie jednostka, stosunek ten zastępujący węzły pokrewieństwa zbyt wiele nastręczał moralnych punktów oparciaw walce z życiem, bym mógł zaniedbać go lub dać mu się oziębić. Nieraz wprawdzie nasuwały mi się skrupuły i przypominam sobie nie bez wyrzutu sumienia to, co wiedziałem z ust ks. Olszyckiego i samego komornika o planach, w głębi ich zacnych serc wysnutych co do przyszłości mojej i Herminy. Źle bardzo zrobiłem, że nie wyprowadziłem ich z błędu, a zły ten postępek, jakkolwiek był więcej skutkiem zbiegu okoliczności niż braku dobrej woli z mojej strony, mścił się teraz na mnie często w swoich następstwach. Komornik mianowicie dawał mi ciągłe dowody swojej życzliwości: nie minęło nigdy półrocze szkolne, abym z poczty nie odebrał listu opatrzonego owemi pięcioma pieczątkami, na których widok tylu śmiertelnym serca bija rozkoszą. Ściśle biorąc, to co otrzymywałem w ten sposób, wystarczyłoby było na moje utrzymanie, a ponieważ oprócz tego w ciągu studyów moich znalazłem kilka lekcyj, za które mi wcale dobrze płacono, i ponieważ jako mentor Józia miałem już i tak prawie wszystko czego mi było potrzeba, więc w porównaniu z większą częścia moich kolegów, opływałem formalnie w dostatkach i miałem nieraz uczucie, jakobym zbytek ten zawdzięczał jakiejś wielkiej mojej nieuczciwości. Postanowiłem też, przy najbliższej sposobności, wyjaśnić komornikowi moje położenie i moje plany, a tymczasem, protestowałem w listach jak najusilniej przeciw przysyłania mi pieniędzy; protesta te były jednakże bez