Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom I.djvu/278

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

fatygujesz się we własnym swoim interesie, że obrażasz się lub unosisz, kiedy prócz ciebie jednego, nikt nie ma powodu do tego. Taki bywa los „fatygantów“ wobec mężczyzn, cóż dopiero wobec kobiet! Kobieta tem mniej czuje się zniewoloną do uznania tego wszystkiego, co się czyni dla niej, im chętniej, im gorliwiej, z im większą bezinteresownością wyświadcza się jej przysługi; jestto istota stworzona ponoś nie do panowania, ale do poddaństwa i do niewoli, która gdy poczuje władzę w swojem ręku, nie ma nigdy szlachetniejszych przymiotów tyrana: wspaniałomyślności i wdzięczności, ale ma tylko jego butę i samowolę, jego wybredność i bezwzględność. Czas w istocie pomyśleć o emancypacyi wielkiej części panów stworzenia zpod takiego jarzma!
Wszystko to są atoli nader filozoficzne spostrzeżenia, które się robi z czasem, a nigdy w porę. Gniewał mię Józio, gdy mię nazywał fatygantem, ale w duchu myślałem sobie, że niema nic roztropniejszego, jak starać się o względy cioci, spełniając najdrobniejsze jej życzenia. Wszak był to najlepszy sposób zbliżenia się do Elsi, ’widzenia jej jak najczęściej, teraz, kiedy nie byliśmy już pod jednym dachem ikiedy wymagania towarzyskie rozdzielały nas, zamiast zbliżać. To też nazajutrz, przespawszy mój zły humor, z podwojoną gorliwością i ujmą kolegiów, biegałem oglądać rozmaite apartamenta, które były do najęcia, i znalazłem nakoniec cud prawdziwy: mieszkanie złożone z ośmiu pokoi, za które żądano tylko 600 złr. rocznie. Wówczas było to jeszcze możliwem, dziś brzmi to jak bajka z „Tysiąca i Jednej Nocy“. Deszcz lał jak z cebra, i nie było najmniejszego prawdopodobieństwa, by pani Leszczycka wykonała swój program wczoraj ułożony, t. j. bym mógł zobaczyć Elsię“, czekając pod kościołem. Uzbroiłem się tedy ’w cierpliwość, a o godzinie drugiej udałem się w towarzystwie Józia do hotelu. Pokojówka wpuściła nas i doniosła nam, że pani wyjechała w miasto, ale panna jest w domu, wdrugim pokoju. Józio wszedł pierwszy, ja za nim; ale spojrzawszy przez drzwi, zbladłem i cofnąłem się natychmiast.