Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom I.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i szyk będzie mu mimowolnym bodźcem sympatyj i antypatyj, i skalą, podług której mierzyć się powinno ludzi i rzeczy — trzeci, w ślad za tem, o czem najczęściej mawiał tato, wielbić będzie tylko angielskie konie, dżokiejów i podróże za granicę. Mnie matka moja nauczyła czci i uwielbienia dla Wszystkiego, co prawdziwe, piękne i dobre, czci dla nauki, dla sztuk, dla wielkich cnót obywatelskich. Nieraz później, czytając np. panegiryki Napoleona I., irytowałem się niemi niezmiernie i czułem obrzydzenie dla tego ubóstwienia egoizmu — a kiedy sobie zdałem sprawę z tego, zkąd mi się wzięło to uczucie, przypomniałem sobie słowa mojej matki, wyrzeczone z powodu mojego dziecinnego zapytania, dlaczego ze względu na brak miejsca wyniesiono na strych portret Napoleona, a zostawiono Washingtona na ścianie, skoro tamten był cesarzem, a ten tylko jenerałem? — „He was a better man“ — ten był lepszym człowiekiem, powiedziała mi, i jęła tłómaczyć dlaczego. Później, gdziekolwiek zobaczyłem wizerunek Napoleona, a nie widziałem Washingtona, czułem głęboką urazę do właściciela pokoju i szacunek mój dla niego zmniejszał się znacznie.
Dawno już autorowie zrzekli się możności opisania tego wszystkiego, z czego składa się miłość rozumnej i dobrej matki dla dziecka, i ja więc nie pokuszę się o obszerny opis tych najmilszych, najszczęśliwszych chwil mojej młodości. Byłem wychowywany lepiej niż dzieci królów i książąt, i więcej od nich pieszczony, troskliwiej chroniony od wszystkiego, co mogło być nieprzyjemnem albo bolesnem. Jak pierwszą była w ogóle w pamięci mojej ta anielska twarz matki, o rysach pięknych, słodkich i smęv tnych, ocieniona jasnym włosem, przedwcześnie przyprószonym białością zimy — — tak pierwszą bywała przed mojemi oczami, ilekroć budziłem się ze snu. Wpatrywała się we mnie wzrokiem, w którym radość mięszała się z jakąś nieokreśloną obawą, tuliła mię jak niemowlę, własnemi rękami przygotowywała i przynosiła mi śniadanie — służąca, którąśmy trzymali, była co do mnie zupełnie zbyteczną,