Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom I.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

miar udać się, opowiedzieć mu wszystko i prosić go o radę i o pomoc, tembardziej, gdy chodziło tu o formalności prawne, nieznane mi zupełnie, i o stosunki, o których z podsłuchanej rozmowy państwa Klonowskich miałem bardzo niedokładne wyobrażenie, choć pamiętałem każde słowo. Na razie próbowałem tylko zdaleka wybadać Burglera, do czego wydała mi się najstosowniejszą chwila, gdyśmy już opuścili trzecią stacyę, na której posiliłem mego towarzysza podróży czterma kieliszkami okowity i kilkoma ogromnemi kuflami piwa. Nie było to łatwa rzecza dowiedzieć się od niego czegokolwiek, przy najlżejszej bowiem sposobności umysł jego robił tak długie dygresye W dziedzinę klasycyzmu, że wątek rozmowy wikłał się i przedłużał się w nieskończoność. Doszedłem atoli nakoniec, że ośmnaście lat upływało od czasu, jak muzykalny ten adept Sokratesa wstąpił był w stan małżeński, i że do opłakanych następstw tego fatalnego wypadku należał między innemi syn, który był garbaty z powodu, iż mu matka w przystępie złego humoru nadwerężyła kość pacierzową, czy łopatkę.
— A córki nie mieliście państwo? — zapytałem, wpatrując się w drzemiącego i kiwającego się Burglera.
— Alboż to niedość jednego nieszczęścia! Satis! — I jak pozytywka za pociśnięciem sprężyny, wymówiwszy przypadkiem to słowo, towarzysz mój począł skandować dalej: „satis jam nivis, et dime grandinis“ itd.
— To dziwna rzecz — nadmieniłem, gdy się skończyła deklamacya wraz z objaśnieniami prozodycznemi — dziwna rzecz, że p. Klonowski powiedział mi jako rzecz pewną, że państwo macie córkę.
— Nie, broń Boże, nie mamy córki! I dobrze, że jej nie mamy, bo byłaby niezawodnie kulawą, albo jednooką! Ja sam dziwię się, że nie jestem i kulawym, i jednookim, i garbatym, po dziesięcioletniem pożyciu z taką Megaerą!
— A znasz pan państwa Wielogrodzkich?
Czy niewygodnie było siedzieć p. Burglerowi, czy niewinne moje zapytanie tak go zelektryzowało — nie wiem,