Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom I.djvu/161

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zrozumieć, że wypowiedziana ona była nie na żarty i nie na wiatr. Mimo to nie zląkłem się w pierwszej chwili, i odpowiedziałem z rozwagą, spokojnie:
— Możesz mi pan zrobić wiele złego, wiem to dobrze, ale zabić mię pan nie możesz, a póki żyć będę, póty i mówić, krzyczeć nawet potrafię.
— Ja ci powiadam, że potrafisz milczeć! — To rzekłszy, p. Klonowski poszedł przekonać się, czy kto nie stoi pod drzwiami, wrócił, siadł naprzeciw mnie i zapytał mię cichym, syczącym głosem:
— Jesteś ciekawem dzieckiem, wiesz niezawodnie, co znaczą te wyrazy, jak Spielberg i Kufstein?
— Wiem.
— Otóż mój kochany, znasz także dobrze p. Wielogrodzkiego, i wiesz, co się dzieje w jego domu?
— Zapewne.
— Słuchaj mię teraz. Jeżeli kiedy piśniesz słowo o tem, co ci mówię w tej chwili, albo jeżeli ty i Wielogrodzki nie przestaniecie mnie ścigać obmową i potwarzą z powodu tej jakiejś urojonej sukcesyi, to on, jego żona i córka dostaną się tam, gdzie nie chcą! Możesz mu to powiedzieć odemnie, w sekrecie, a jeżeli ci nie uwierzy, to powiedz mu, że w śpiżarni p. Wielogrodzkiej jest schowek, o którym ja wiem, i o którym może się dowiedzieć... przypadkiem c. k. starosta. Krzyknijcie teraz, że Klonowski jest denuncyantem, spróbójcie, pozwalam wam; wszak wiesz już, jak żandarmi umieją składać niesforne ręce do pacierza?
Struchlałem na te słowa — były to czasy, w których słowa p` Klonowskiego miały straszne znaczenie, tak straszne, że przerażenie moje nie ustąpiło ani na chwilę miejsca oburzeniu, jakieby wywołać był powinien ogrom nikczemności tego człowieka. Były to czasy, których rychlejszego — nieco końca ani się spodziewano wówczas, i w których wieczną trwałość musiał zapewne wierzyć p. Klonowski, bo byłby się niezawodnie nie demaskował przedemną. Były to w Austryi czasy spodlenia i trwogi, czasy, w których każdy prawie wyszedł albo nikczemnym, albo zrujnowanym i złamanym...