Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom I.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jest, Edmundzie? Jakie kajdany? Kto ci bronił odwiedzić kogokolwiek? Chyba dostałeś jakiej gorączki w skutek upału! Chodź, chodź, bo ludzie stają i patrzą na ciebie jak na szalonego!
— Niech stają, niech patrzą i słuchają! Ja chcę właśnie tego, aby się zeszło jak najwięcej ludzi, a wtenczas krzyknę głośno, że Klonowski oszust i złodziej, i udowodnię to, udowodnię!
Tak krzyczałem i pieniłem się z wściekłości, i tupałem nogami, na wielkim placu w Żarnowie, kiedy jeszcze był dzień biały i kiedy ludność wyroiła się była na przechadzkę, korzystając z wieczornego chłodu. Im bardziej zaś krzyczałem, w tem większy gniew wpędzałem sam siebie stopniowo, aż w końcu dalipan nie wiem co mówiłem, wiem tylko, że stałem na miejscu i strasznie machałem rękami, i że mnóstwo ludzi gapiło się na mnie, jak na waryata — ale pana Klonowskiego nie było koło mnie. Nie schował on się pod ziemię przed mojemi wyrzutami, bynajmniej, ale zaraz z początku, zobaczywszy, na co się zanosi, ruszył ramionami i odszedł. Zapóźno spostrzegłem się, że zamiast jego skompromitować, sam się skompromitowałem, i że odegrałem wobec publiki żarnowskiej monodram, który mię postawił w nader komicznem świetle. Jakiś pijanica wytoczył się z pobliskiego szynku i widząc mię gestykulującego w wielkiej ekstazie, przystąpił do mnie i poklepawszy mię po barkach, zaproponował mi, abym poszedł z nim i palnął „jeszcze“ jeden kieliszek kontuszówki. To wytrzeźwiło mię natychmiast; zawstydzony ogromnie, odszedłem z nosem spuszczonym na kwintę wśród śmiechu powszechnego. Nie zostawało mi nic, jak tylko pójść za p. Klonowskim — ale cała moja energia znikła. jak kamfora i czułem, że zrobię bardzo głupią minę, gdy się zejdę z moim opiekunem. Na szczęście moje, polityka nakazywała mu udawać, że nie słyszał ani słowa z całej mojej ekspektoracyi; przyjął mię, jak gdyby się nic nie stało, był nawet w bardzo dobrym humorze. To wróciło mi cokolwiek mój aplomb.
— No chodź-że, chodź, ty włóczęgo! Napij się kawy,