Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom I.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ma on do tego bardzo wiele powodów, najgłówniejszy zaś jest ten, że gdyby Mundzio miał innego opiekuna, ten z urzędu swego upomniałby się o kapitał, który Klonowski wziął od ś. p. Moularda. Ja n. p. nie będąc opiekunem, daremnie próbowałem procesu W drodze cywilnej; sądy odpowiedziały mi, iż jest to rzeczą opiekuna, upomnieć się o majątek pupila, ale nie moją. Próbowałem następnie szczęścia w drodze karnej; na podstawie listów Klonowskiego do zakonników w Ławrowie doniosłem sądowi, iż zataja on znaczną sumę pieniędzy, którą winien swemu pupilowi; ale skarga ta, mimo kilkakrotnego nalegania z mojej strony, dotychczas spoczywa w aktach. Nakoniec wniósłem skargę do sądu pupilarnego, i oto macie jej rezultat. Ale prezes dał mi słowo, że sam jeszcze przesłucha Mundzia; pozwolił nawet, aby tymczasem został u nas.
Podano herbatę i zakąski, a rozmowa zwróciła się na dość rozweselający temat mojej wizyty u córek pana Opryszkiewicza. Komornik twierdził, że plan p. Klonowskiego nie był wcale źle obmyślany, bo miewa on także i bardzo majętnych pupilów, liczył więc z pewnością na to, że panny mecenasówny nie puszczą mię tak łatwo, a nie liczył tylko na to, że zdobędę się na heroizm i drapnę z salonu, ani na to, że pan Opryszkiewicz zaśnie zamiast mię pilnować. Hermina znała córki mecenasa i widywała je czasem, obiecała mi tedy donieść, jakie wrażenie zrobił na nich pan Müller, pupil hrabi Klonowskiego, i czy nie wydał im się cokolwiek sztywnym? Wśród wesołych żartów tego rodzaju czas upływał mi szybko i przyjemnie, czułem się w domu, między swoimi. Mamże powiedzieć, że było mi lepiej, niż w Starej Woli? Nie miałem może dokładnej tego świadomości, ale było mi lepiej z pewnością, było mi tak dobrze, że nigdzie lepiej mi być nie mogło. Wtem zelektryzowało nas znowu krótkie, urzędowe niejako pukanie do drzwi. Obróciliśmy się wszyscy — we drzwiach błyszczał szyszak mosiężny, a ponad szyszakiem bagnet...