Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom I.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i brawo). A teraz zastanówmy się, czy mogą być dobre buraki albo dobry rzepak ze złego nasienia i przy złej uprawie? Nie, nigdy! Otóż moi panowie, jak w naczyniu z mlekiem, tak i w społeczeństwie, na dole osiada się kwaśne mleko, nad niem podśmietanie, a po wierzchu pływa śmietana — a jak nie można dochować się dobrego rzepaku ze złego nasienia, W złym gruncie i przy złej uprawie, tak i człowiek, jeżeli ma się nazywać człowiekiem, musi mieć te trzy warunki: musi pochodzić z dobrego gniazda, musi mieć dobrą ziemię i musi otrzymać odpowiedne wychowanie! — Tu wybuchła taka burza oklasków, że dom p. Klonowskiego byłby się zawalił niezawodnie, gdyby nie był tak mocno zbudowany. Mowca nie kontentował się tem jednak i prowadził dalej rzecz swoją: — Przypatrzmy się, moi panowie, burakowi, rzepakowi, albo innej jakiejkolwiek roślinie! Widzimy, że ma ona korzeń, łodygę, a potem kwiat. Lud, moi panowie, lud jest łodygą i kwiatem, a korzeniem my jesteśmy — i korzeń’ ten demokracya chciałaby poderżnąć swoim nożem! (Okrzyki zgrozy i brawa). Cóż się stanie? Oto, roślina cała uschnie, społeczeństwo — rozpadnie się w proch! Zresztą, moi panowie, przypatrzmy śię tylko bliżej zasadom tej tak zwanej demokracyi — czego ona chce w gruncie? Czy wymyśliła może co nowego? Mówią demokraci, że chcą równości. Otóż równość jest u nas i była zawsze, mamy przecież przysłowie, że szlachcic na zagrodzie, równy jest wojewodzie. Poco nam tedy teoryj zagranicznych, kiedy u nas niema ani demokracyi, ani arystokracyi? Gdyby każdemu z tych demokratów miastowych, co tyle krzyczą, dano wioskę, przestałby niezawodnie nale — ^ żeć do demokracyi, a ja znowu, gdyby mi demokracya zabrała majątek, byłbym demokratą — widzimy przeto, że niema żadnej różnicy między demokracyą a arystokracyą, i zgadzam się też w zupełności z opiniami obydwu szanownych mowców poprzednich. (Grzmiące’i przeciągłe oklaski).
Słuchałem z otwartemi ustami — książka, którą trzymałem, wypadła mi z ręki — byłp to opowiadanie Sallustiusza o naradach senatu rzymskiego z powodu grożącego