Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom I.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jak owa męczennica w Hajworowie, ale zaraz obok p. Starowolskiej. Wypada mi także nadmienić, że przy stole podano mi wszystko pierwej, niż Józiowi, bo traktowano mię jako gościa, i że służba obchodziła się ze mną, jak gdybym był młodym szlachcicem z sąsiedztwa. Wszystko to razem zrehabilitowało mię w moich własnych oczach po mojem niepowodzeniu ekwestrycznem, i po obiedzie bez niemiłego uczucia przymusu i obawy zbliżyłem się wraz z Józiem do Elsi. Wyszliśmy w ogród, a ponieważ, ku wielkiemu żalowi Józia, cały dzień nie można było przecież jeździć konno, więc zaproponował grę w „żołnierza“. Elsia musiała dźwigać ogromny bęben i pełnić służbę dobosza, w tym celu Józio wymalował jej nawet węglem parę ogromnych wąsów na twarzy — my, uzbrojeni w rozmaite drewniane i blaszane narzędzia, przedstawiające broń, zdobywaliśmy szturmem urojone fortece i kosiliśmy bez miłosierdzia głowy niezliczonych nieprzyjaciół, przyczem dostało się oczywiście niemało malinom i truskawkom w ogrodzie. Józio miał więcej zapału, a ja więcej fantazyi w układaniu różnych pomysłów strategicznych i taktycznych; starałem się jednak także być ile możności odważnym i przedzierać się przez krzaki, albo skakać przez potoczki, z męztwem Leonidasa, bo jakkolwiek niewprawny w żołnierskiem rzemiośle, wstydziłem się Elsi, która skakała, bębniła i biegała w zawody z nami. Gdyśmy już dość nadokazywali, zawołano nas do pokoju, i p. Starowolska, zrobiwszy uwagę, że Elsia jest bardzo zgrzana, dodała, że nie miałaby nic przeciw temu wszystkiemu, byleśmy mówili po francusku, co też na drugi raz uczynić przyrzekliśmy.
W ten sposób zbiegły nam wesoło święta Wielkanocne podług gregoryańskiego i juliańskiego kalendarza, te drugie następowały bowiem w tydzień po pierwszych; przez cały czas mieliśmy jak najmniej do czynienia z książką, a jak najwięcej z końmi, z szablami, z bębnem, i z czółnem na rzece. Nakoniec przyszedł fatalny termin powrotu do szkoły, inie bez szczerego żalu pożegnałem Starą Wolę, choć w duszy tęskno mi było i za naukami, i za O. Maka-