Strona:Jan Lam - Dziwne karyery.djvu/262

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

najmniej zaś jakiemi słowami, powiedzieli byli sobie to, co oddawna mieli do powiedzenia, poczem poszli wprost z t% nowiną, do tatka i do mamy. Mama rozpłakała się z radości, ale tatko kiwał głową i powtarzał, że musi się namyślić, że Staś ma wprawdzie dobre serce, ale że można zwątpić, czy nie straci majątku, ratując rozmaitych znajomych od kozy, zwłaszcza gdy w gruncie rzeczy w Wilkowie nie można być pewnym rodzonego brata, czy nie zrobił czego zasługującego na zamknięcie. Marynia, która znała ojca lepiej niż ktokolwiek, wiedziała, jak sobie tłumaczyć tę operacyę, i była bardzo szczęśliwą, a jeszcze bardziej utwierdziło ją w tem szczęściu to, iż ojciec wyszedłszy ze Stanisławem na ulicę, wrócił na moment, wyjął z kasy całe, mnóstwo pieniędzy i dał jej do rąk, mówiąc:
— Masz, kup sobie, czego ci będzie potrzeba. — I wyszedł.
Stanisław dopiero przy śniadaniu dowiedział się o zezwoleniu Smiechowskiego i to w tej formie jaką podałem. Później dowiedział się jeszcze także, że gdyby był nie wygrał wielkiego losu, i gdyby był objawił Władysławowi zamiar wyprowadzenia się z jego domu, daleko widzący ten przyjaciel byłby mu wyrecytował od a do z jak rzeczy stoją, byłby go nabrał z góry, i w końcu — dałby mu był Marynię równie chętnie, jak teraz. Było to świętą prawdą, i niechaj nikt nie myśli, że potrzebowałem aż wielkiej wygranej do pomyślnego po części zakończenia mojej powieści.
Muszę tu zresztą nadmienić, że w Milicyi taka wielka wygrana zdarza się nader rzadko, jakkolwiek zdarza się, że ludzie bywają tam szczęśliwi i bez pieniędzy. Wołodecki byłby nim był niezawodnie. Częściej zdarza się tam, że ludzie kończą, a przynajmniej przerywają karyerę w kryminale, jak pan Mitręga — ale też znowu nie wszyscy, czego świadkiem p. Kluszczyński.
Sprowadzono p. Wołodecką, matkę Stanisława, ze Stawiczan. Nie zapomniano o biednej Sale wieżowej, chciano nawet podzielić się z nią wygranemi pieniądzmi, ale — co także rzadko się zdarza, nie chciała o tem i słyszeć — mó-